niedziela, grudnia 16, 2018

BEST OF 2018, CZYLI ZESTAWIENIE NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2018 ROKU.

BEST OF 2018, CZYLI ZESTAWIENIE NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2018 ROKU.

Układając listę najlepszych książek tego roku, zdałam sobie sprawę, że o ile ten czytelnicz rok nie był kompletną katastrofą, to niestety, nie przeczytałam aż tylu książek, które byłyby warte zapamiętania. Z 57 przecztanych książek udało mi się zebrać do kupy raptem 8, które moim zdaniem, warte są wspomnienia. Większa część tych książek jest też powieściami fantasy (kogo to dziwi, bo mnie nie) i tylko trzy z nich należą do innego gatunku. 

Z gatunku fantasy, który jest tegorocznym zwyciężcą zebrałam 5 najlepszych książek, które w tym roku przeczytałam. Wśród nich znajdują się: 

1. "The name of the wind" // Patrick Rothfuss - zdecydowanie najlepsza powieść fantasy, jaką w tym roku przeczytałam. Nie było w tej powieści niczego, co by mi się nie podobało. Styl pisania Rothfussa należy do jednych z najpiękniejszych jakie w życiu czytałam. Zdecydowanie muszę sięgnąć po drugi tom w przyszłym roku!

2. "Elantris" // Brandon Sanderson - w końcu odważyłam się sięgnąć po Sandersona i się nie zawiodłam! Jestem oczarowana magią "Elantris" i skoro jest to debiut autora, to nie mogę się doczekać aż sięgnę po jego nowsze powieści. Zdecydowanie mogę śmiało powiedzieć, że Brandon Sanderson zostanie moim nowym ulubionym autorem fantasy i to jego powieściom dedykuję następny rok. 

3. "The poppy war" // R. F. Kuang - zastanawiałam się, czy powinnam dodawać tę pozycję na listę najlepszych książek tego roku. Moim zdaniem, o ile książka ta była ciekawa i jak na debiut naprawdę dobra, to niestety nie była idealna. Podobało mi się to, jak drastyczna i "szorstka" ta powieść jest. Autorka zdecydowanie nie obijała w bawełnę i sceny walki opisywała ze staranną dokładnością. Jednak jakoś w ostatniej części powieści główna bohaterka zaczęła grać mi na nerwach. Jej obraz zmienił się o 180 stopni i z tego też powowdu nie mogłam obdarować "The poppy war" pięcioma gwiazdkami. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że książka ta jest dobra i zdecydowanie jedna z lepszych jakie w tym roku przeczytałam! 

4. "The muse of nightmers" // Laini Taylor - czyli magiczna konkluzja "Marzyciela". Tak samo jak w przypadku powieści R. F. Kuang tak i tutaj czegoś mi brakowało. Taylor przedstawiła świat Lazlo z innej perspektywy i dodała parę nowych bohaterów, co nie do końca mi odpowiadało. Nie mogłam w stu procentach wczuć się w powieść, a przez pierwsze 300 stron nic tak naprawdę się nie działo. Jednak znowu, biorąc pod uwagę książki jakie w tym roku przeczytałam "Muza koszmarów" zdecydowanie zalicza się do tych najlepszych. 

5. " Nigdziebądź" // Neil Gaiman -  na sam koniec postanowiłam dodać Gaimana do tej kolekcji. Jak już wiecie jestem wielką fanką twórczości tego pana i "Nigdziebądź" podobało mi się zdecydowanie najbardziej. Gaiman jest autorem, który zamiast skupiać się na rozwoju bohaterów, tworzy przepiękne magiczne światy. Tak też było i tym razem. Zestawienie dwóch Londynów i możliwość zajrzenia do obydwu z nich było niesamowitym przeżyciem. 

Następna kategoria/ kategorie to powieść historyczno - obyczajowa. Tutaj wymienić mogę: 

6. "Słowik" // Kristin Hannah - powieść, która zdecydowanie skradła moje serce w tym roku. Piękna historia o dwóch siostrach, które na swój własny sposób starają się nie tylko przeżyć wojnę, ale również coś do niej wnieść. Krisitn Hannah zdecydowanie wie, jak złapać człowieka za serce. Jedna z najpiękniejszych powieści historycznych nie tylko tego roku, ale wszechczasów!

7. "The seven husbands of Evelyn Hugo" // Taylor Jankins Reid - powieść, do której podchodziłam dość sceptycznie. Jeszcze nie tak dawno krążył wokół niej niesamowity hype, a ja będąc mną nie byłam pewna, czy książka jest faktycznie tak dobra. Jednak po dłuższym czasie skusiłam się i powiem szczerze, że owszem książka jest dobra, jednak nie aż tak jak wszyscy uważają. Powieść nie wzruszyła mnie do łez jak resztę społeczności booktube'a, a tajemnica, która została wyjawniona na końcu powieści była, według mnie, dość przewidująca. Jednak, czytając "The seven huusbands..." dziwnie nie potrafiłam odłożyć książki na bok. Czułam się zżyta z Evelyn i chciałam dowiedzieć się więcej o jej życiu. Z tego właśnie powodu książka trafiła na tą listę. Pomimo swoich wad, potrafiłam wczuć się w postać i z nią w pewien sposób połączyć. 

I na sam koniec zostawiłam klasykę, czyli:

8. "Zbrodnia i kara" // Fiodor Dostojewski - książka, na której wiedziałam, że się nie zawiodę. Uważam, że rosyjska literatura ma w sobie to coś, co pozwala nam przenieść się w czasie. Piękna historia o ty, że każdy nasz czyn ma konsekwencje, a wyrzuty sumienia, które temu towarzyszą mogą nas zabić od środka. 

Oto całe moje zestawienie. A jak prezentuje się Wasza lista najlepszych książek 2018 roku?

sobota, grudnia 08, 2018

#13 "DOBRY OMEN" - TERRY PRATCHETT / NEIL GAIMAN

#13 "DOBRY OMEN" - TERRY PRATCHETT / NEIL GAIMAN

Tytuł: Dobry Omen
Autorzy: Terry Pratchett / Neil Gaiman
Wydawnictwo: Prószyński i Ska
Ilość stron: 412
Ocena: 2/5

Neil Gaiman jest jednym z moich ulubionych autorów. Uważam, że jego proza jest wprost zniewalająca, a sposób w jaki potrafi on budować światy magiczny. Gdy dowiedziałam się, że na podstawie książki "Dobry Omen", która jest współtwórczym dziełem Terriego Pratchetta i Neila Gaimana wyjdzie w przyszłym roku serial, byłam zdeterminowana, żeby po pozycję sięgnąć. W końcu to Gaiman (częściowo), więc książka musi być dobra! Cóż, niestety nie do końca tak było... 

"Dobry Omen" to książka, która przedstawia proroctwa Agnes Nutter, która była jedyną wiarygodną wieszczką. Na podstawie tychże proroctw Agnes przepowiada koniec świata, który nastąpić ma w następną sobotę po kolacji. Siły Nieba i Piekła przygotowują się do wojny, a ich przedstawiciele - Crowley i Azirafal - starają się zapobiec temu wydarzeniu. Zadaniem tych dwóch jest nie tylko zatrzymanie Czterech Jeźdźców Apokalipsy, ale również, zabicie Antychrysta: 11-letniego Adama. 
***

Z żalem muszę stwierdzić, że jak na razie była to jak dotąd najgorsza przeze mnie przeczytana książka Gaimana. Na twórczości Pratchetta nie znam się w ogóle i trudno jest mi stwierdzić na ile pisana przez niego część miała wpływ na mój proces czytelniczy. 

Książka ta, według mnie, jest napisana dość chaotycznie. Fabuła, która po części jest oczywista, była również bardzo myląca. Autorzy wprowadzili wielu różnych bohaterów, którzy przedstawiali wydarzenia z równych perspektyw. Nie potrafiłam do końca wczuć się w powieść, ponieważ co chwilę zastanawiałam się, kim są ci bohaterowie i jaki mają wpływ na rozwój fabuły. Jeżeli jesteśmy przy omawianiu bohaterów, to niestety byli oni według mnie dość przeciętni. Nie zżyłam się z żadną postacią i nie obchodziły mnie ich losy. Ponownie, uważam, że autorzy wprowadzili ich za dużo. Być może był to celowy zabieg, który miał na celu wprowadzenie czytelnika w ten chaotyczny stan, który panuje tuż przed Apokalipsą. Niestety nie podziałało to na mnie...

Również akcja sama w sobie nie była zachęcająca. O ile w miarę podobała mi się pierwsza część powieści, o tyle miałam niesamowite problemy z jej dokończeniem. Była ona najzwyczajniej w świecie nudna! Walczyłam ze sobą, żeby nie przeskakiwać fragmentów książki, jednak było  to wręcz niemożliwe. Po czasie przyłapałam się na tym, że zaczęłam czytać same dialogi. Nie rozumiem dlaczego, ale książka kompletnie do mnie nie przemówiła i błagałam, żeby skończyła się jak najszybciej. 

Chociaż nie mam nic do zarzucenia stylowi pisania autorów, który był prosty i nieskomplikowany, po czasie zaczęły mnie irytować na siłę przesadzone humorystyczne dialogi. Autorzy starali się utrzymać tę powieść w lekkim, humorystycznym stylu, jednak ja po czasie byłam tym znużona. 

Jestem bardzo zawiedziona, że nie spodobała mi się ta powieść. Jednak jak wiadomo, nie wszystko każdemu musi się podobać i chociaż nie wierzyłam w to, że cokolwiek co wyszło spod pióra Neila Gaimana mogło być złe, jednak takie być mogło i "Dobry Omen" jest na to przykładem. 

niedziela, grudnia 02, 2018

DWA GAIMANY I SANDERSON, CZYLI PODSUMOWANIE LISTOPADA 2018

DWA GAIMANY I SANDERSON, CZYLI PODSUMOWANIE LISTOPADA 2018
Kolejny miesiąc za nami, oraz kolejne podsumowanie. W listopadzie udało mi się przeczytać cztery książki, co odbieram jako sukces, ponieważ byłam pewna, że po skończeniu Sandersona w pierwszym tygodniu miesiąca po nic już nie sięgnę. Na szczęście udało mi się coś tam jeszcze przeczytać.

Jak już wspomniałam na samym początku miesiąca przeczytałam moją pierwszą powieść Brandona Sandersona, "Elantris". Jeżeli jesteście ciekawi moich przemyśleń na temat tej pozycji, to odsyłam Was do pełnej recenzji, którą możecie znaleźć na blogu tutaj. W skrócie powiem, że zakochałam się po uszy w świecie stworzonym przez Sandersona. Jeżeli się nie mylę, to "Elantris" było debiutem pisarza, które dało początek całemu uniwersum Cosmere. I powiem Wam, że jak na debiut, książka była genialna. Ja, będąc ostatnio osobą bardzo krytyczną, nie miałam tej powieści nic do zarzucenia.

Następnie, po prawie dwutygodniowej przerwie zdecydowałam, że wezmę się za kolejną książkę. Ponieważ nie chciałam od razu wypływać na głębokie wody, to sięgnęłam po jeden ze zbiorów opowiadać Neila Gaimana "Dym i lustra". Jak to z opowiadaniami bywa, niektóre były lepsze, a niektóre gorsze. Parę z nich było aż tak dziwnych i, no cóż, odrażających, że nie czytałam ich do końca i przeskakiwałam do następnego opowiadania. Całościowo dałam tej książce 4 z 5 gwiazdek, ponieważ uważam, że (pomijając te opowiadania, które mi nie przypadły do gustu) książka ta była naprawdę dobra.

Powróciwszy do świata czytelników sięgnęłam zainspirowana Gaimanem po jego kolejną powieść. "Dobry Omen" to książka, którą autor napisał wspólnie z Terrym Pratchettem, i którą ja nie mogłam się doczekać aby przeczytać. Niestety, pomimo iż jestem fanką twórczości Neila Gaimana, to książka kompletnie nie przypadła mi do gustu. Linia fabularna była dość chaotyczna, a sami bohaterowie dość przeciętni. W połowie książki nie chciało mi się już jej czytać, ponieważ byłam zwyczajnie znudzona fabułą (lub też jej brakiem).

Na koniec skusiłam się na już tak dobrze wyreklamowaną przez społeczeństwo booktube'a powieść Katherine Arden "Niedźwiedź i słowik". Jej recenzję również znajdziecie na blogu. Powieść zaskoczyłam mnie w pozytywny sposób. Staram się nie sięgać po książki, które są zbyt "wyreklamowane" przez booktuberów, ponieważ uważam, że zazwyczaj ich opinie o takich pozycjach są zbyt wygórowane.Jednak, starając się nie mieć zbyt wysokich oczekiwać w stosunku do tej powieści, zdecydowałam się po nią sięgnąć. Jest to powieść dość odmienna od wszystkich jakie dotąd przeczytałam. Urzekł mnie świat stworzony przez Arden. Podobało mi się również to, że książka ta została oparta na rosyjskim folklorze, ale również, że autorka zwróciła uwagę, na panujący w tamtych czasach podział religijny. Z chęcią przeczytam kolejną część tej trylogii.

Tak oto prezentuje się mój miesiąc czytelniczy. Nie należy on do moich najlepszych, ale jestem szczęśliwa, że udało mi się znaleźć czas, żeby przeczytać chociaż tyle.
Jak wyglądał Wasz listopad? Co ciekawego Wy czytaliście? 

sobota, listopada 24, 2018

#12 "NIEDŹWIEDŹ I SŁOWIK" // KATHERINE ARDEN

#12 "NIEDŹWIEDŹ I SŁOWIK" // KATHERINE ARDEN



Tytuł: Niedźwiedź i słowik
Autorka: Katherine Arden
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 448
Gatunek: Literatura obyczajowa
Ocena: 4/5

Powieść ta opowiada o losach młodej Wasilisy, która wraz z rodziną zamieszkuje tereny na skraju pustkowia Rusi, gdzie zima trwa większość część roku. Wasia wraz z rodzeństwem uwielbia przysłuchiwać się powieściom i legendom opowiadanym im przez ich nianię - Dunię. Dziewczynkę najbardziej fascynuje przypowieść o wielkim królu Mrozie, który porywa nieposłuszne dziewczęta i zbłąkane dusze. 
Po śmierci matki Wasilisy, pewnego dnia jej ojciec wraca do domu z nową żoną - pobożną moskwianką Anną. Nazbyt nabożna macocha zabrania rodzinie, zwłaszcza Wasi, składać ofiary domowym duchom, które od lat strzegły domostwa. Macocha podejmuje sobie za misję zwalczenie pogańskich rytuałów mieszkańców wioski. W między czasie na Ruś spada klątwa - zima jest coraz surowsza, a ludzie zaczynają umierać. Wasia zdaje sobie sprawę, że musi postawić się woli macochy i stanąć w obronie mieszkańców przed nadciągającym złem. 

+++

Pisząc streszczenie fabuły zdałam sobie sprawę, że jest ono trochę kiczowate. Starałam się jak najlepiej ubrać w słowa tę wspaniałą baśń, którą stworzyła Katherine Arden, ale wydawało mi się to z każdym słowem coraz bardziej niemożliwe. "Niedźwiedź i słowik" nie jest tylko jakąś tam powieścią o kolejnej nastoletniej bohaterce, która nagle odkrywa swoje magiczne moce. Jest to piękna historia, która zabiera nas w czasy średniowiecznej Rosji, która wspaniale ukazuje rozłam między pogańskimi wierzeniami, a wiarą chrześcijańską i to w jaki sposób właśnie te pogańskie rytuały starano zniszczyć. Myślę, że powieść ta pięknie obrazuje stare pogańskie wierzenia. Ofiarowywanie darowizn w postaci jedzenia domowym duchom umożliwiało mieszkańcom Rusi spokojne życie, w czasach ciężkich i mroźnych zim, gdzie nie byli oni pewni, czy uda im się tym razem przeżyć. Poprzez pojawienie się Anny i później moskiewskiego popa autorka stara się zobrazować rozłam między dwoma wierzeniami - a dokładniej, że jedno z wierzeń uznaje się za wyższe od drugiego i jako jedyne prawdziwe (uważam to za interesującą asocjacje, którą można nawiązać do współczesnych problemów na podłożu religijnym). 

Oczywiście główna bohaterka - Wasia - musi mieć jakąś specjalną zdolność, jak to na powieść z elementami magicznymi przystało. Otóż ona, tak samo jak jej babka są wiedźmami. Wasilisa zdolna jest widzieć nie tylko domowe duszki, ale też inne pogańskie bożki - jak np. Rusałkę czy Wodnika. Musi ona się z tą zdolnością ukrywać, ponieważ nikt poza nią nie jest zdolnym ich zobaczyć. Do czasu aż we wsi pojawia się jej macocha Anna, która jak się okazuje, też posiada magiczne zdolności, które pozwalają jej widzieć duszki - lub jak ona to interpretuje: szatana. 

Uważam, że postać Wasilisy jest dobrze wykreowana. Poznajemy ją już jako małą dziewczynkę, która wyróżnia się w tłumie nie tylko swoim zachowaniem, ale też sposobem bycia. Od małego nie chce ona wieść życia żony i matki, lecz raczej woli walczyć u boku ojca i braci. Myślę, że ten zabieg sprawił, że polubiłam naszą główną bohaterkę i nie miałam jej nic do zarzucenia. Od samego początku jest ona zawzięta, uparta i pyskata, a do tego inna - z czego doskonale zdaje sobie sprawę. Nie jest ona cichą myszką, która nie wie czego chce, ale upiera się przy swoim pomimo wszystko. Jest ona świadoma swoich decyzji i otaczającego ją środowiska. 

Również świat stworzony przez Arden jest magiczny. Opisy średniowiecznej Rusi są tak dokładne, że czytelnik ma uczucie bycia w danym miejscu i czasie. Podczas czytania czułam się, jakbym była jedną z mieszkanek wsi i brała udział we wszystkich wydarzeniach. 

Podsumowując, "Niedźwiedź i słowik" to piękna powieść, która zawiera w sobie elementy magiczne i w wspaniały sposób przytacza czytelnikowi stare rosyjskie legendy o królu Mrozie jak i również przedstawia pogańskie obrzędy i rytuały, które były odprawiane w czasach średniowiecznych. Nasza główna bohaterka jest świadoma swoich akcji jak i swoich nietypowych zdolności. Jest ona zdecydowana i pewna siebie i wie, co chce osiągnąć. Myślę, że "Niedźwiedź i słowik" jest świetnym wprowadzeniem do trylogii Katherine Arden. 

sobota, listopada 17, 2018

TOP 5 KSIĄŻEK, KTÓRE CHCĘ PRZECZYTAĆ PRZED KOŃCEM ROKU

TOP 5 KSIĄŻEK, KTÓRE CHCĘ PRZECZYTAĆ PRZED KOŃCEM ROKU



To niesamowite, że jeszcze parę tygodni i będziemy mieli koniec roku... Z tej okazji postanowiłam zebrać pięć książek, które chcę koniecznie przeczytać przed końcem roku. Jednak, jeżeli mam być z Wami szczera, to nie jestem pewna, czy uda mi się aż tyle książek do końca roku przeczytać.... Uczelnia zabija mnie pomału od środka i nawet jak mam chwilę wolnego czasu, to jestem zbyt zmęczona żeby czytać. Irytuje mnie to strasznie, ponieważ mam na półkach jeszcze wiele książek, które bardzo chciałabym przeczytać...

Mam jednak nadzieję (jakkolwiek słabą i małą, jednak wciąż ją mam), że do końca roku uda mi się przeczytać chociaż te pięć książek. Nie mam też zamiaru wybierać jakkolwiek ambitnej literatury, ponieważ jeszcze raz, chcę aby ten cel był jak najbardziej realny. 

Zapraszam Was do przeczytania o 5 książkach, które mam nadzieję przeczytać zanim zawita do nas rok 2019. 

1. "The city of brass" // S.A. Chakraborty - tę książkę mam już na swojej półce od paru miesięcy i gdzie nie spojrzę to widzę same pozytywne komentarze na jej temat. Być może jest to jeden z powodów, dlaczego nadal jej nie przeczytałam. Przestałam ufać recenzjom (zwłaszcza tym przesadnie optymistycznym) już jakiś czas temu i po części boję się, że książka nie będzie aż tak fantastyczna jak ją wszyscy malują, a ja znowu będę rozczarowana. 
Jednak głównym powodem, przez który chcę przeczytać "The city of brass" jest to, że na samym początku roku (jakoś w styczniu) wychodzi drugi tom i dobrze by było gdybym mogła po niego sięgnąć, w razie jakby książka ta by mi się spodobała. 

2. "Days of blood and starlight" // Laini Taylor - z tą książką męczę się już od jakiegoś czasu. Na początku roku przeczytałam "Córkę dymu i kości", która bardzo mi się spodobała. Parę miesięcy temu zaczęłam czytać tom drugi...i nadal nie mogę go skończyć. Nie wiem czemu, ale nie potrafię się wgryźć w tę historię. "Córka dymu..." podobała mi się, ponieważ miała ona ten niesamowity klimat i była otoczona nutką magii i tajemnicy. Teraz, gdy ta osłona magii została ściągnięta, a my zostaliśmy wprowadzeni do tego magicznego świata, jakoś nie potrafię wczuć się w historię tak jak w przypadku pierwszej części. Niemniej jednak chciałabym przeczytać tę książkę zanim rok się skończy, ponieważ ciąży ona mi strasznie na sumieniu i nie chciałabym, aby "przeszła" ona na noworoczny stosik. 

3. "Dobry omen" // Neil Gaiman, Terry Pratchett - jeżeli jesteście tu ze  mną od jakiegoś czasu, to pewnie wiecie, że kocham twórczość Neila Gaimana. Dlatego też, kiedy dowiedziałam się, że "Dobry omen" wyjdzie w przyszłym roku na ekrany telewizorów  stwierdziłam, że muszę tę pozycję przeczytać, zanim pojawi się serial. 

4. + 5. "Wieża Jaskółki" i "Pani Jeziora" // Andrzej Sapkowski - Na przestrzeni tego roku czytałam od czasu do czasu książki z serii "Wiedźmina" i bardzo chciałabym zakończyć tę serię przed zakończeniem roku. No i też dobrze byłoby znać historię, zanim pojawi się serial na Netflixie ;) (Chociaż nie pokładam w nim jakiś większych nadziei).

Tak prezentuje się moje zestawienie książkowe do końca roku. Mam nadzieję, że znajdę czas na przeczytanie tych książek, lub chociaż większej ich części i miejmy nadzieję, że nie rozproszę się na widok innych książek. 

A jakie są Wasze plany czytelnicze na koniec roku? Podzielcie się Waszymi stosikami w komentarzach poniżej! :) 

niedziela, listopada 11, 2018

#11 "ELANTRIS" - BRANDON SANDERSON

#11 "ELANTRIS" - BRANDON SANDERSON
Tytuł: Elantris 
Autor: Brandon Sanderson
Ilość stron: 615/660
Wydawnictwo: Gollancz/MAG
Ocena: 5/5 

Elantris kiedyś było piękne. Niegdyś stolica Arelonu, była miastem, w którym mieszkała magia i półbogowie, którzy zostali nią obdarowani. Jednak pewnego dnia, niespełna dekadę temu, coś się zmieniło. Magia znikła, a półbogowie zaczęli przechodzić przemianę, tzw, Shaod. Ich nieskazitelne ciała zaczęły gnić, a oni sami zaczęli stawać się tylko szkieletami tego, kim niegdyś byli. 
Nową stolicą stało się miasto Kae, które znajduje się na tyle blisko, aby przypominać mieszkańcom Arelonu o straconej magii. Pewnego dnia do Kae przybywa księżniczka Sarene, której celem jest polityczne małżeństwo jej z synem króla Arelonu, Raodenem. Jednak na miejscu okazuje się, że przyszły mąż księżniczki zmarł niespodziewanie dzień przed jej przybyciem. Sarene jako niedoszła żona i wdowa stawia sobie za cel walkę o prawa Arelonu i Teodu. Zaczyna ona konflikt z księdzem Hrathenem, który może mieć fatalne skutki dla całego kraju. 

"Elantris" było moim pierwszym spotkaniem z Brandonem Sandersonem. Przez długi czas bałam się sięgnąć po jakąkolwiek książkę tego autora, po pierwsze z racji tego, że jego powieści są obszerne, a po drugie, bałam się, że świat wykreowany przez Sandersona mnie przerośnie. Nic bardziej mylnego. Jest to jedna z najlepszych książek fantasy jakie dotychczas czytałam! 

Zacznijmy jednak od początku. Powieść podzielona jest na trzy części i opowiedziana jest również z trzech różnych perspektyw: księżniczki Sarene, księcia Raodena i księdza Hrathena. Są to główne postaci tej historii, które oprowadzają nas po świecie Elantris. Jestem osobą, która lubi, kiedy w książce pojawia się więcej niż jedna perspektywa, dlatego też było to dla mnie plusem, że mogliśmy wniknąć w myśli bohaterów i spojrzeć na sytuację z trzech różnych stron. Książka ta to jedna wielka wojna, w której przedstawione są trzy różne strategie wojenne. 

W "Elantis" nie było także bohatera, którego bym nie polubiła. Zawsze sceptycznie patrzę na wszystkie księżniczki, które zjawiają się z znikąd z misją, żeby ocalić świat. Jednak Sarene była inna. Nie była ona jak wszystkie królewny, które powalają swoim wyglądem każdego samca na sali, a do tego są najsprytniejsze i najmądrzejsze. Nie, tutaj mamy do czynienia z osobą, która zdaje sobie sprawę z tego, że nie należy do grona pięknych kobiet, a związki Sarene z mężczyznami były czysto platoniczne i miały podłoże polityczne. Jest ona jedną z niewielu żeńskich bohaterek, które zaakceptowałam.
Dalej mamy księcia Raodena, który skradł moje serce. I tutaj zaszło ciekawe zjawisko, ponieważ nigdy nie przeczyłam czegoś takiego jak "książkowy crush/mąż" (wykluczam tutaj Edwarda ze "Zmierzchu" ponieważ był to fenomen przejściowy kiedy miałam 12 lat i nie wiedziałam jeszcze nic o życiu :P). Zawsze wydawało mi się to dziwne, że dziewczyny piszczą na temat książkowych bohaterów, którzy nawet nie istnieją. Jasne, są żeńskie postaci, które mają szczególne miejsce w moim sercu. Jednak one zasłużył sobie na nie ze względu na swoją odwagę i bycie "badass". Nigdy jednak nie odczuwałam tego w stosunku co do męskich postaci. Oni po prostu tam byli, postrzegałam ich jako dekoracje. Cóż, Brandon Sanderson to zmienił. Uwielbiam księcia Raodena i wydaje mi się, że musiałam w takim razie czytać złe książki. Ponieważ postać ta była tak idealna, że aż niemożliwa. 

No i oczywiście nie mogę pominąć romansu, który był idealny! Jest coś, co musicie o mnie wiedzieć: nienawidzę romansów w książkach fantasy. Nienawidzę tych wszystkich trójkątów miłosnych, od nienawiści do miłości i jakże przesadzonych opisów scen miłosnych. Jednak tutaj było to wszystko tak subtelne i tak dobrze wyważone, że nie wierzyłam sama sobie, że faktycznie podoba mi się to co czytam. 

Wiem, że "Elantris"  było debiutem autora i z pewnością jego warsztat pisarski się do tego czasu polepszył, jednak  zaczynając tą fantastyczną przygodę, nie wyobrażałam sobie, że styl pisania Brandona Sandersona jest tak niesamowicie lekki i prosty. Wielu uważa, że autor bardzo wolno się rozkręca i trzeba przebrnąć przez paręset stron, zanim cokolwiek zacznie się dziać. Ja jednak wchłaniałam każde słowo napisane przez Sandersona. Zatapiałam się w tym przez niego stworzonym magicznym świecie. I pomimo tego, że książka ta jest dość długa, czytało mi się ją tak szybko i tak lekko, że nie zwracałam uwagi na ilość stron. Dopóki nie dotarłam do końca powieści. 

Podsumowując, "Elantris" to powieść, która jest nie tylko przepełniona magią, ale która jest również bardzo ukierunkowana politycznie. Świat wykreowany przez Sandersona jest wspaniały i zdecydowanie jest to taki rodzaj uniwersum, z którego ciężko wyjść, po tym jak już raz zobaczyło się jego wspaniałość. Jak na pierwsze spotkanie z tym autorem jestem wniebowzięta i nie mogę  się doczekać, aż zabiorę się za kolejne jego powieści.

sobota, listopada 03, 2018

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE PAŹDZIERNIKA

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE PAŹDZIERNIKA

Październik już za nami, więc wypadałoby podsumować wszystko, co udało mi się przeczytać w tym miesiącu. 

Ubiegły miesiąc był ciekawym miesiącem pod względem czytelniczym. Jeżeli czytaliście relacje z ostatniego miesiąca, to wiecie, że we wrześniu (pomimo 6 przeczytanych pozycji) nie byłam do końca zadowolona z tego, co udało mi się przeczytać. Na szczęście październik był jego przeciwieństwem. Udało mi się przeczytać aż, lub tylko, 5 książek i prawie wszystkie były moim zdaniem pozycjami pięciogwiazdkowymi.

Zapraszam Was na moje podsumowanie czytelnicze października. 

1. "Muse of nightmares" Laini Taylor; fenomenalna konkluzja "Marzyciela", który należy do moich ulubionych powieści wszech czasów. "Muse of nightmares" zabiera nas z powrotem do świata bogów, jednak tym razem Laini Taylor robi to w zupełnie inny sposób. Autorka dokładniej przedstawia nam świat, który istniał, zanim bogowie zostali pokonani. Również styl pisania autorki niezmiennie jest tak samo rewelacyjny i wprost magiczny. 
Mój jedyny problem z tą książką polegał na tym, że pierwsza jej połowa strasznie się przeciągała i dłużyła i prawdziwa akcja zaczęła się dopiero od ok. 300 strony. Nie mam nic przeciwko książkom, które dłużej potrzebują, żeby się rozkręcić. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że jest to ostatnia książka w tej duologii, myślałam, że jej fabuła będzie bardziej rozbudowana i intensywna. 
Ocena: 4.5/5. 

2. "Słowik" Kristin Hannah; ta książka zdecydowanie zasłużyła sobie na miejsce w topce najlepszych książek jakie przeczytałam w tym roku. Ma ona w sobie wszystko, co potrzebne jest, aby stworzyć wzruszającą i trzymającą czytelnika za serce powieść historyczną. Książka ta, długo po tym jak ją przeczytałam, siedziała mi jeszcze w głowie. Zdecydowanie muszę sięgnąć po "Wielką samotnię", najnowszą książkę tej autorki, ponieważ wydaje mi się, że będzie ona równie zniewalająca jak "Słowik". 
Recenzję "Słowika" znajdziecie na blogu tutaj
Ocena: 5/5. 

3. "Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski; w końcu, w końcu udało mi się to przeczytać! Nie potrafię uwierzyć, że aż tak długo wstrzymywałam się z przeczytaniem tej powieści, jednak jestem szczęśliwa, że w końcu się za nią zabrałam, ponieważ była ona F E N O M E N A L N A. Jak już pisałam w innym poście, uwielbiam literaturę klasyczną, jednak literatura klasyczna rosyjska, to zupełnie inny świat. Nie potrafię nawet ubrać w słowa swoich emocji, tak fantastyczna była ta książka. Polecam ją każdemu, ponieważ jeżeli jest coś co mogę powiedzieć o literaturze rosyjskiej to to, że na pewno się na niej nie zawiedziecie. 
Ocena: 5/5 

4. "Chrzest ognia" Andrzej Sapkowski; kontynuuję swoją przygodę z Geraltem z Rivii i niestety nadal nie jestem przekonana do książek pana Sapkowskiego. Jak już wielokrotnie wspominałam, historia o Wiedźminie sama w sobie jest bardzo interesująca, aczkolwiek styl pisania autora mnie nie zachwycił. Nie czuję się również przywiązana do tej historii i bohaterów. Nie czytam tych powieści z "wypiekami na twarzy", co sprawia, że pomimo tego, iż historia Geralta z Rivii może jest do pewnego stopnia interesująca, nie jest ona porywająca. Nie chcę urazić żadnych fanów "Wiedźmina" i twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Jednak moim zdaniem czegoś w jego powieściach brakuje, co nie do końca pozwala mi się "zatracić" w wiedźmińskim świecie. 
Ocena: 4/5

5. "Gildia magów" Trudi Canavan;  dotarliśmy do najsłabszej pozycji na liście. Nie będę się rozwodzić, na temat tego, co mi się nie podobało w tej książce. Dla zainteresowanych recenzja znajduje się na blogu o tutaj
Było to moje pierwsze spotkanie z panią Canavan i myślę też, że ostatnie. Nie interesuje mnie jak rozwinie się dalej historia w trylogii "Czarnego maga" ani też nie jestem zainteresowana innymi książkami tej autorki. Styl pisania mnie nie zachwycił, bohaterowie byli nijacy a fabuła denna. 
Ocena: 1/5. 

I to już wszystko na dzisiaj! 
Pochwalcie się w komentarzach co ciekawego Wam udało się przeczytać w październiku :) 

Życzę Wam zaczytanego weekendu i do następnej soboty!

sobota, października 27, 2018

#10 "GILDIA MAGÓW" - TRUDI CANAVAN

#10 "GILDIA MAGÓW" - TRUDI CANAVAN

Tytuł: Gildia magów
Autorka: Trudi Canavan
Ilość stron: 511
Gatunek: fantastyka młodzieżowa
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ocena: 1/5

Też tak macie, że kiedy czytacie naprawdę słabą książkę, to albo jesteście źli, za to, że owa pozycja jest zła, albo śmiejecie się z niedowierzania, że coś może być aż tak złe? No cóż, mnie ostatnio przytrafiła się ta druga sytuacja. A mianowicie, parę dni temu skończyłam czytać "Gildię magów" Trudy Canavan i nie mogłam oczom uwierzyć, że książka ta jest aż tak słabo napisana. Co prawda słyszałam tu i tam parę komentarzy o tym jak fantastyczna jest trylogia "Czarnego maga" i książki Canavan w całej swej ogólności. Jednak, nie przywiązałam do tego większej uwagi sięgając po "Gildię magów". Myślę, że gdybym rozwinęła gdzieś w sobie wysokie oczekiwania w stosunku co do tej książki, to myślę, że podczas czytania byłabym zła, zamiast się śmiać. Ponieważ, moi drodzy, ta pozycja składała się jedynie z tropów, które były ułożone jeden na drugim, strona po stronie  - ale do tego zaraz dojdę. 

"Gildia magów" to powieść fantastyczna, która opowiada o 16 - letniej dziewczynie o imieniu Sonea, która po utracie rodziców zamieszkała ze swoim wujostwem. Na początku książki dowiadujemy się, że Sonea powraca do slumsów, miejsca w którym się wychowała, ponieważ musi znaleźć dla siebie i jej opiekunów nowe miejsce zamieszkania. Na miejscu dziewczyna trafia na starych znajomych, którzy proponują jej, aby wybrali się wspólnie na plac główny porzucać w magów kamieniami - ponieważ te nigdy ich nie trafią, ze względu na magiczną osłonę, którą magowie się otaczają. Sonea wkłada całą swoją nienawiść w kamień, który jakimś cudem przelatuje przez barierę. Od tego momentu dziewczyna ucieka przed magami, którzy starają się ją dopaść. 


Napisanie tego streszczenia było bardzo trudne, ponieważ nie chciałam żeby było ono tak płytkie i powierzchowne jak cała ta książka. Niestety, nie udało mi się. 
Jak już wcześniej napomknęłam "Gildia magów" to czysto stereotypowa powieść fantastyczna dla młodzieży, która napakowana jest klasycznymi tropami, typu: biedna nieśmiała dziewczyna odkrywa, że ma magiczne moce, których się wypiera.. 
Przejdźmy najpierw do prozy Canavan, która moim zdaniem, była naprawdę uboga. Styl pisania autorki był niesamowicie prosty, a dialogi, cóż, tak głupie, że aż śmieszne. Podczas czytania zastanawiałam się, czy książka ta nie była debiutem literackim autorki, ponieważ na pewien sposób mogłoby to usprawiedliwić marny kunszt literacki Canavan. 
Jeżeli mówimy o ubogiej prozie, zaznaczę też, że świat wykreowany przez autorkę jest praktycznie nie istniejący. Autorka stara się nakreślić przez siebie wymyślony świat, jednak akcja książki miała miejsce tak naprawdę tylko w dwóch miejscach: miejscach zaciemnionych, których autorka nie musiała jakkolwiek bogato opisywać i w szkole magów (która na ironię, jest opisana w miarę obszernie). 
Pierwsza połowa książki ciągnęła się w nieskończoność i opisywała drogę ucieczki Sonei, która ukrywała  się co rusz w zaciemnionych pokojach czy piwnicach slumsów, po kanałach lub innych tego typu miejscach. Książka w pewien sposób napisana jest z dwóch perspektyw, tak więc, śledzimy nie tylko poczynania Sonei, ale także dowiadujemy się o zamiarach magów. Wielokrotnie autorka starała się zbudować napięcie, ukrywając tożsamość jednego z bohaterów. Niestety jak dla mnie, było to zrobione bardzo chaotycznie. I znowu, ponieważ fabuła powieści była bardzo przewidywalna, nie było mowy o czymś takim, jak element zaskoczenia. Druga część książki to trening Sonei w akademii magów. Jak można sobie łatwo to wyorazić, dziewczyna nie była osobą skorą do współpracy. 
Co do samej postaci Sonei, można powiedzieć, że więcej jej nie było, jak była. Jest to postać, z resztą jak reszta bohaterów, bardzo jednowymiarowa. Canavan zrobiła z niej typową cichą myszkę, która nie wie, czym jest własna opinia na jakikolwiek temat. Co mnie przeraziło to to, jak przerażająco zależna była główna bohaterka od jej męskich towarzyszy. Nie proponowała ona żadnego rozwiązania żadnej sytuacji, tylko czekała, aż któryś z jej znajomych uratuje ją jak jakąś zniewoloną księżniczkę. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak "płaską" postacią. Oczywiście nie można zapomnieć, że urok Sonei w JAKIKOLWIEK sposób wpływał na mężczyzn. Czy to romantyczny, braterski, ojcowski, koleżeński. Zwracała ona uwagę każdego, pomimo tego, że nie robiła nic. 
Podczas czytania książki zdałam sobie także sprawę, że postać Sonei bardzo, ale to bardzo przypominała mi Bellę ze "Zmierzchu". Cicha myszka, która nic nie robi i tylko czeka na ratunek, która upiera się przy swoim, chociaż nie jest pewna, co to dokładnie jest. W pewnym momencie nawet to w jaki sposób Sonea używała swoją moc, przypominało mi to bardzo Bellę i jej wampirskie zdolności. 

Podsumowując, "Gildia magów" to stereotypowa powieść fantasy, która napchana jest przeróżnymi tropami. Powieść ta jest ubogo napisana, ma nieistniejący wyimaginowany świat, a główna bohaterka to szara myszka z wielkimi mocami, która nie posiada własnego zdania na żaden temat. 
Posiadam w mojej biblioteczce kolejne dwa tomy tej trylogii, aczkolwiek jestem pewna, że po nie nie sięgnę. Nie jest to seria dla mnie, a ja nie mam zamiaru się znęcać nad sobą i zmuszać się do czytania tych powieści. 

Ocena: 1/5. 


sobota, października 20, 2018

#9 "JAK ZATRZYMAĆ CZAS" - MATT HAIG

#9 "JAK ZATRZYMAĆ CZAS" - MATT HAIG

Tytuł: Jak zatrzymać czas
Autor: Matt Haig
Ilość stron: 426
Gatunek: powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Zysk i Ska
Ocena: 2/5


"Jak zatrzymać czas" to historia 41-letniego Toma Hazarda, który cierpi na pewną dolegliwość, a mianowicie, nie starzeje się w normalnym tempie. Widzicie, pomimo, że Tom wygląda na czterdzieści lat, w rzeczywistości żyje on od ponad czterystu. Brał on udział w najważniejszych wydarzeniach historycznych i poznał takie sławy jak Shakespeare czy Fitzgerald. Zaczynając swoje kolejne życie jako inna osoba, postanawia on wcielić się w rolę nauczyciela historii w londyńskim gimnazjum. Uważa on, że w ten sposób zapomni on o tym kim jest i będzie mógł prowadzić normalne życie jak reszta ludzi. 
Jednak, Tom czuje się co raz bardziej znużony życiem. Bardzo dawno temu stracił miłość swojego życia, Rose, i jedyne, co przytrzymuje go przy życiu to obietnica, którą jej złożył na łożu śmierci. Tom obiecał, że za wszelką cenę odnajdzie ich córkę, Marion.

"Jak zatrzymać czas" to jedna z tych powieści, które miały potencjał stania się czymś dobrym, ale zrezygnowały z tej szansy.
Styl pisania Matta Haiga nie jest ani zły, ani wybitny, a książka sama w sobie jest dość przeciętna.
Zacznijmy od tego, że główny bohater cały czas wspomina swoją pierwszą miłość i ubolewa nad tym, jak beznadziejne jest jego życie bez niej, jednak już na pierwszych stronach zakochuje się w ledwo co poznanej kobiecie. Nie wie on nic na jej temat, oprócz tego, że jest ona jego koleżanką po fachu, bo uczy w tej samej szkole co on. Ukazuje się nam wewnętrzne rozdarcie bohatera, między przeszłością, a teraźniejszością, ponieważ Tom nie potrafi zapomnieć o swoim dawnym życiu.
Następnie, uważam, że bohaterowie byli dość słabo zakreśleni. Dowiadujemy się, że Tom na przestrzeni wieków nabył wiele umiejętności, jak granie na wielu instrumentach. Jednak, pomimo faktu, że przeżył on tyle lat, jest on dość nijaką postacią. Nie interesowało mnie to, jak ta historia się dla niego skończy.

W "Jak zatrzymać czas" autor skacze w czasie między rozdziałami, tzn. jeden rozdział opowiada o wydarzeniach z teraźniejszości, a inny przedstawia przeszłość Toma. Czego nie potrafiłam zrozumieć, to to, że podczas opisywania przeszłości, autor opisywał różnego rodzaju spotkania Toma z wielkimi osobowościami takimi jak Shakespeare, Kapitan Hak czy F. S. Fitzgerald. Wydarzenia te nie miały najmniejszego wpływu na przebieg historii i według mnie pełniły rolę "zapchaj dziury". Autor nie wiedział, co pisać, więc wepchnął różne, ważne dla historii postaci, aby móc jakoś zapełnić strony. Zrozumiałabym, gdyby nasz główny bohater w pewien sposób przyczynił się do pewnych wydarzeń, które wystąpiłyby na skutek spotkania z wyżej wymienionymi osobami. Jednak ich jedynym celem było picie alkoholu.

Chciałabym uwzględnić jeszcze więcej argumentów, dlaczego lektura ta, choć lekka, nie wywarła na mnie większego wrażenia. Jednak gdy opowiem więcej, narażę się na wydanie fabuły, a wiem, że są osoby, które tej pozycji jeszcze nie czytały.

Niemniej jednak, "Jak zatrzymać czas" Matta Haiga, nie była powieścią odkrywczą. Pomysł być może był ambitny, jednak z czasem książka stała się przewidywalna i momentami głupia. Nie uważam, żeby wniosła ona coś nowego do świata literatury. 


sobota, października 13, 2018

#8 "SŁOWIK" - KRISTIN HANNAH

#8 "SŁOWIK" - KRISTIN HANNAH

Tytuł: Słowik
Autor: Kristin Hannah
Ilość stron: 560
Wydawnictwo: Świat książki
Gatunek: powieść historyczna 
Ocena: 5/5 

Francja, rok 1940. Dwie siostry, Vianne i Isabelle, walczą o przetrwanie gdy niemieckie wojska zaczynają okupację kraju. Stają się one uwikłane w wojnę, która zmienia je nie do poznania. Muszą one podjąć decyzje, które odmienią ich życia na zawsze. 

Długo zbierałam się za przeczytanie tej pozycji. Znajdowała się ona na mojej półce od roku i raz podjęłam się próby jej przeczytania, jednak było to bezskuteczne. Najwidoczniej nie byłam w nastroju na smutną powieść o losach ludzi uwikłanych w drugą wojnę światową. Cieszę się, że poczekałam i dałam tej książce drugą szansę, ponieważ skradła ona moje serce.

"Słowik" opowiada o dwóch siostrach Vienne i Isabelle, które wiodą oddzielne życia. Po śmierci matki, ojciec odesłał córki do domu dziecka, ponieważ sam nie był w stanie podjąć się tego zadania. Od tego momentu drogi dziewczyn się rozdzieliły. Vienne poznała miłość swojego życia i zapomniała o młodszej siostrze. Stała się ona szczęśliwą żoną i matką sześcioletniej Sophie,  zamieszkującą rodzinny dom  w małej miejscowości Carriveau. Jej siostra, Isabelle, nie potrafiąc pogodzić się z odrzuceniem ze strony jedynej rodziny, która jej pozostała, zaczęła podejmować się coraz to bardziej lekkomyślnych akcji (jak ucieczki ze szkół z internatem) z myślą, że ojciec ją zauważy. 
Niestety kiedy Isabelle zostaje wyrzucona z kolejnej szkoły, zostaje ona odesłana do domu swojego ojca, do Paryża. Ten nie jest szczęśliwy na widok swojej córki. Na dodatek wybucha wojna, a niemieckie wojska wkraczają do stolicy Francji. Postanawia on wysłać córkę na wieś, aby ta odwiedziła swoją starszą siostrę i przeczekała najazd Niemców. Z wielkim żalem Isabelle wykonuje polecenie ojca i wyrusza w drogę, która odmienia jej życie na zawsze.


Proza Kristin Hannah jest po prostu zniewalająca. Nie potrafiłam się oderwać od "Słowika", ponieważ chciałam wiedzieć jak dalej potoczą się losy Isabelle i Vienne. Jest to powieść, która złapała mnie za serce i do dziś nie chce puścić swojego uścisku. Z początku myślałam, że będzie to zwykła powieść historyczna, która nie będzie się różniła od swoich poprzedniczek. Jak bardzo się myliłam. "Słowik" to piękna powieść o miłości, stracie i nadziei. Pokazuje ona, że nie ważne co by się stało, zawsze można w życiu zacząć od nowa. Pięknie obrazuje ona portret rodziny, zmagającej się z utratą bliskich oraz brakiem wzajemnego zaufania. Pokazuje również, że pomimo wad i skrywanego żalu, gdzieś głęboko kryje się miłość, która pomoże przetrwać najtrudniejsze czasy. 
Oprócz pięknego przedstawienia relacji rodzinnych, Kristin Hannah pokazuje również jak ważną rolę pełniły kobiety w czasie drugiej wojny światowej. Uświadamia ona czytelnikowi, że nie tylko mężczyźni byli uwikłani w walkę z wrogiem, ale również kobiety. Ryzykowały one życiem, aby móc pomóc w obronie ojczyzny i niejedna z nich podejmowała się zadań, których baliby się wykonać mężczyźni. Za to jestem wdzięczna pani Kristin Hannah. Pokazała ona, że kobiety odgrywały równie ważną rolę w okresie drugiej wojny światowej i były tak samo silne i wytrzymałe psychicznie jak ich towarzysze broni. 

Myślę, że "Słowik" dołączy do mojej kolekcji ulubionych powieści historycznych zaraz obok "Złodziejki książek" i "Światła, którego nie widać". Jest to piękna powieść, która pozostawia czytelnika ze złamanym sercem. Ostatnie strony książki czytałam ze łzami w oczach, ponieważ nie potrafiłam utrzymać moich emocji w ryzach. 
Polecam ją wszystkim, którzy są fanami powieści historycznych i nie boją się mieć złamanego serca.  

sobota, września 29, 2018

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE WRZEŚNIA

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE WRZEŚNIA

Muszę przyznać, że jestem rozczarowana moim podsumowaniem. Wrzesień z pewnością nie był moim najlepszym miesiącem czytelniczym. Miałam w planach przeczytać jak największą ilość książek, ponieważ w październiku wracam na uczelnie i nie będę miała czasu na czytanie. Zamiast korzystać z wolnego czasu i czytać dla przyjemności, męczyłam się z każdą książką. 
W pierwszym tygodniu przeczytałam aż trzy! książki: "Catwoman. Soulstealer", "Do latarni morskiej" i "Złodziej pioruna"
Recenzję do "Catwoman" znajdziecie na blogu, o tutaj. Szybko podsumowując książka podobała mi się i z pewnością dzięki niej dobrze zaczęłam miesiąc. 
Następnie wręcz zmusiłam się do dokończenia "Do latarni morskiej" Virginii Woolf, ponieważ zostało mi ostatniej kilkadziesiąt stron do przeczytania i chciałam mieć już tą książkę z głowy. Jak można wywnioskować pozycja ta nie spodobała mi się za bardzo. Nie wiem czego spodziewałam się po tej książce, ale z pewnością nie tego co otrzymałam. Była ona nudna i z czasem odechciało mi się jej czytać. Myślę, że też tutaj zaczęły się schody i moje problemy z czytaniem. 
Po pozycji pani Woolf sięgnęłam po książkę Ricka Riordana "Złodziej pioruna". Potrzebowałam czegoś lekkiego i wesołego, co pomoże mi znów wejść w czytelniczy nastrój. Niestety, o ile podobała mi się pierwsza połowa książki, o tyle w drugiej zaczęłam być znużona. Kartkowałam książkę, aby móc ją skończyć. Pod koniec powieści znowu wrócił mój nastrój i ostatnie 50 stron przeczytałam z wielkim zapałem. 
Starając się uniknąć kaca książkowego, lub być może bardziej braku zainteresowania książkami, postanowiłam dołączyć się do maratonu czytelniczego #Strangethereadalong organizowanego między innymi przez Caz z kanału Little Book Owl. "Marzyciel" jest jedną z moich ulubionych książek młodzieżowych i pomyślałam, że z pewnością przeczytanie ulubieńca pomoże mi wyjść z ten nędznej dziury, w której się znalazłam. Hmm... zgadnijcie co? W połowie książki miałam dość jej czytania. Miałam dość warsztatu pisarskiego Laini Taylor i miałam dość przesadnych opisów. Skończyłam czytać "Strange the dreamer" wczoraj i niestety moja opinia na temat tej pozycji się zmieniła. Nadal podoba mi się ta historia i jestem oczarowana światem stworzonym przez autorkę, jednak książka ta nie jest już tak niesamowita, za jaką ją uważałam, kiedy czytałam ją pierwszy raz. 
W duchu mojego czytelniczego niezadowolenia poszłam do księgarni i kupiłam "How to stop time" Matta Haiga. Na tą książkę czaiłam się już od dłuższego czasu, zwłaszcza, że jest zachwalana w internecie przez innych czytelników. Koncept wydawał mi się interesujący, więc postanowiłam od razu zacząć czytać "Jak zatrzymać czas". I owszem powieść jest ciekawa, ale poza tym nie dzieje się w niej nic specjalnego. Jest po prostu zwyczajna. I z pewnością nie pomogła mi w moim czytelniczym problemie.
Postanowiłam zakończyć miesiąc pozytywnym akcentem i sięgnęłam po "Morze potworów" Ricka Riordana. Na szczęście nie miałam większych problemów z przeczytaniem tej pozycji. Książka była lekka, krótka i zwięzła, co ułatwiło mi zdecydowanie czytanie. 

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o moje czytelnicze podsumowanie września. Wiem, że sześć pozycji to spora liczba, jednak mnie bardziej rozczarowało to, że prawie żadna z tych pozycji mnie nie zachwyciła i straciłam kompletnie zainteresowanie książkami. 
Postaram się wykorzystać czas wolny, który pozostał mi przed rozpoczęciem roku akademickiego i być może uda mi się jeszcze coś przeczytać. 

Co ciekawego wy czytaliście we wrześniu? Podzielcie się swoimi stosikami w komentarzach!

sobota, września 22, 2018

TOP 5: ULUBIONE OKŁADKI. EDYCJA FANTASTYCZNA.

TOP 5: ULUBIONE OKŁADKI. EDYCJA FANTASTYCZNA.

Dzień dobry!
Dzisiaj przychodzę z TOP 5 - moim zdaniem - najpiękniejszymi okładka. Powiem wam, że wybór nie był łatwy. Jednak udało mi się wybrać, te pięć najpiękniejszych z najpiękniejszych, które zapierają dech w piersiach. 

Top 5 okładek książkowych jest tematem tej środy na grupie Goodreads: T5W. 
Pomyślałam, że fajnie byłoby napisać post na temat najpiękniejszych okładek, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że nie dam rady wybrać tylko pięciu. Tak więc wpadłam na pomysł, aby zrobić pewnego rodzaju serię na blogu, gdzie przedstawiać będę pięć ulubionych okładek z każdego gatunku, który jest mi znany. Dzisiaj zaczynamy z moim ulubieńcem, czyli fantastyką. 

Zanim jednak zaczniemy, chciałabym wyjaśnić, że ten post w żadnym wypadku nie ma służyć ocenie wnętrza książki. Ma on raczej na celu docenienie starań wszystkich grafików, którzy biorą udział w procesie tworzenia okładek książkowych. 

Ok, skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to zaczynajmy! Okładki nie są ułożone w żadnej kolejności - nie byłam w stanie tego zrobić, bo uważam je za równo piękne. 


1. "The name of the wind" (10th anniversary edition) Patricka Rothfussa. 
Myślę, że ta okładka, ma wszystko, czego dobra książka fantasy potrzebuje. Zanim przeczytałam "Imię wiatry" widziałam, jak ta okładka pojawiała się sporadycznie na booktubie i myślałam sobie "Kurczę, ale ładnie jest zrobiona ta książka. Muszę się w końcu za nią zabrać."


Po przeczytaniu otworzyłam jeszcze raz stronę z tą właśnie okładką, żeby móc się jej jeszcze raz przyjrzeć. Nie potrafię opisać, w jakim szoku byłam. 
Okładka idealnie oddaje treść książki, gdyż ilustruje tak naprawdę jedną z najważniejszych scen. Być może dla osoby, która nie jest zaznajomiona z tą historią, jest to tylko ładna okładka. Jednak osoba, która czytała książkę, myślę, że doceni pomysłowość i twórczość osoby odpowiedzialnej za design tej książki. Każdy element na okładce odpowiada czemuś, co wydarzyło się w historii. Uważam, że powieść ta nie mogła zostać lepiej zobrazowana. 
No i jeszcze te czerwone boki! Raj dla oczu. 
Nie mogę się doczekać, aż zaopatrzę się we własną kopię, ponieważ "Imię wiatru" znalazło się na liście moich ulubionych powieści fantastycznych wszech czasów!



2. "The priory of the orange tree" Samanty Shannon 
Jestem wielką fanką twórczości Samanty, a "Czas żniw" należy do jednej z moich ulubionych serii fantastycznych dla młodzieży. Kiedy dowiedziałam się, że wydaje ona nową książkę byłam wniebowzięta. Kiedy zobaczyłam jej finalną okładkę zaniemówiłam. Otóż okładka ta jest fenomenalna! Jednak pozwolę wam o tym zadecydować : 


Nie wiem jak wy, ale ja nie mogę oderwać oczu od tej okładki. Wszystko jest w niej idealne. Kolory, detale, czcionka. Wszystko. Co prawda, nie mogę jeszcze ocenić na ile okładka tej książki współgra z historią powieści, niemniej jednak jest to jedna z najpiękniejszych książek fantastycznych jakie widziałam w życiu. 
I jest na niej smok, więc to dodatkowy plus. 


3. "Godsgrave" Jaya Kristoffa 
Uwielbiam obie wersje okładek do tej trylogii Jaya, jednak drugi tom w szczególności przemawia do mnie w wersji amerykańskiej. Znowu, tak jak w przypadku "The name of the wind" uwielbiam detale, które zostały zawarte. Jak np. rażące czerwone słońce, które jest w tle, lub koloseum. 


Normalnie nie lubię, kiedy na okładkach znajdują się postaci, jednak okładka "Bożogrobia" idealnie pasuje do historii powieści. Myślę, że bardzo dobrze ilustruje ona to, czego możemy się spodziewać w tym tomie. Widzimy naszą główną bohaterkę, która trzyma dwa zakrwawione miecze, a w tle za nią znajduje się coś na kształt koloseum. Cienie wokół niej są bardziej intensywne, niż na pierwszej książce. 
Podoba mi się również tonacja, w której została utrzymana okładka. Odcienie czerni, bieli i czerwieni wspaniale do siebie pasują. 

4. "Strange the dreamer" Laini Taylor 
Czy ktoś się dziwi, że w tej topce znajduje się "Marzyciel"? Bo ja nie. Ta okładka jest po prostu piękna. Magiczna. Nie z tego świata. 


Brak mi słów, którymi mogłabym opisać jej piękno. Tylko spójrzcie się na nią! Czyż nie jest ona cudowna?! Uwielbiam ten odcień niebieskiego i to jak rozmywa się on po okładce. Piękne złote detale sprawiają, że nie można oderwać od niej oczu. Z jednej strony może się wydawać, że jest ona dość skromna. Oprócz złotej ćmy nic się nie dzieje. Jednak z drugiej strony właśnie te złote efekty sprawiają, że okładka ta jest niesamowicie wyszukana. 

5. Książki Neila Gaimana 
Zastanawiałam się, czym zamknąć tę topkę i doszłam do wniosku, że pochwalę coś naszego. Mam na myśli wszystkie piękne wydania książek Neila Gaimana wydane przez wydawnictwo MAG. 
Tematyka książek została utrzymana w bardzo estetyczny i prosty sposób. Nie wiem, czy potrafiłabym wybrać swojego ulubieńca spośród nich, ponieważ każda okładka, choć wszystkie są do siebie podobne, jest niesamowita na swój sposób. 


Jedynym minusem tych okładek jest to, że bardzo szybko zostają na nich ślady odcisków palców. Jeżeli ktoś jest bardzo pedantyczny, może mu to przeszkadzać, jednak ja staram się nie zwracać na to uwagi. Nie jest też tak, że macam te książki co chwile, tylko leżą sobie one spokojnie na regale. 


To już wszystko na dzisiaj! Jakie są wasze ulubione okładki? Czy raczej nie zwracacie na to uwagi? 
Podzielcie się waszymi spostrzeżeniami w komentarzach :) 

środa, września 19, 2018

#7 "CATWOMAN. SOULSTEALER" - SARAH J. MAAS

#7 "CATWOMAN. SOULSTEALER" - SARAH J. MAAS


Tytuł: "Catwoman. Soulstealer"
Seria: DC Icons
Wydawnictwo: Penguin Random House
Ilość stron: 360
Gatunek: YA Fantasy
Ocena: 4/5 

Dzień dobry! 
Zauważyłam, że ostatnio jakimś cudem wpakowałam się w kaca książkowego. Nie wiem jak i nie wiem z powodu jakiej książki się to dzieje, ale najzwyczajniej w świecie żadna książka mnie nie interesuje. Mam ochotę czytać, ale jak tylko sięgnę po jakąś powieść, to po paru minutach ją odkładam, bo przestaje być nią zainteresowana.

Jednak, na początku miesiąca przeczytałam nową powieść Pani Sary J. Maas i muszę powiedzieć, że pozycja ta zaskoczyła mnie w pozytywny sposób.

"Catwoman" opowiada o losach 17 - letniej Seliny Kyle, która aby móc zarobić pieniądze na leczenie i opiekę nad chorą na mukowiscydozę młodszą siostrą, bierze udział w nielegalnych walkach podziemnych gangów. Pewnego dnia w mieszkaniu sióstr Kyle pojawia się policja wraz z  pracowniczką opieki społecznej. Grożą oni Selinie, że jej siostra trafi do rodziny zastępczej, a ona sama trafi do młodzieńczego więzienia, ze względu na przestępstwa, których się dokonała (kradzieże, bójki etc.)
Gdy siostry zostają zabrane z mieszkania, zostają one odseparowane i Selina trafia na posterunek policji. Tam spotyka ona tajemniczą kobietę o imieniu Thalia al Ghul, która oferuje dziewczynie rozwiązanie jej problemów: Selina wyjedzie razem z nią do szkoły asasynów i zapomni kompletnie o swojej siostrze, a w zamian Thalia zapewni Maggie dobry dom zastępczy. Zdesperowana dziewczyna pragnie tylko dobra swojej siostry i idzie na układ z Thalią i jeszcze tego samego dnia opuszcza Gotham, aby udać się do siedziby Ligii Asasynów.

***

Akcja książki toczy się dwa lata później, kiedy 20-letnia Selina powraca do Gotham z tajemniczą misją. Jak już wspomniałam na samym początku - książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. W dalszej części historii do Catwoman przyłączają się Poison Ivy i Harley Quinn i zaczynają one tworzyć słynne trio o nazwie Gotham City Sirens. Chociaż ich celem były różnego rodzaju rabunki i kradzieże, dziewczyny zbliżyły się do siebie i rozwinęły między sobą przyjaźń.

Niestety, w książce nie pojawiła się postać Batmana, którą miałam ochotę zobaczyć. W jego rolę wcielił się Batwing - można powiedzieć, że był on pewnego rodzaju podopiecznym Bruce'a. Jakoś nie polubiłam szczególnie jego postaci, wydała mi się taka nijaka. Również irytowało mnie trochę to, że książka napisana była z dwóch perspektyw - Batwinga i Catwoman. Według mnie jak na tak cienką książkę, druga perspektywa była zbędna.

Co jednak mnie najbardziej rozczarowało to to, że na tych 300 stronach lekkiej powieści Maas musiała wepchnąć wątek miłosny. Dlaczego? 
Przesadny wątek miłosny w książkach Maas jest powodem, przez który przestałam być fanką jej powieści. Nie rozumiem po co autorka musiała rozwinąć akurat ten motyw. Historia mogłaby się toczyć dalej bez tego dodatku. Odniosłam wrażenie, że Maas użyła tego wątku, aby wypełnić jakoś strony.

Oprócz tego uważałam główną bohaterkę za w miarę znośną. Wiem, że niektórzy mogliby porównać Seline z Celaeną ze "Szklanego tronu" ze względu na imię obydwu bohaterek i ich profesję, jednak ja starałam się ignorować te szczegóły, żeby móc delektować się książką.
Poza tym, podobało mi się, jak autorka dokonała niektórych zmian w wyglądzie stroju Catwoman i w instytucji Ligii Asasynów. Dodały one zdecydowanie innego spojrzenia na świat, który jest mi znany z filmów bądź seriali.

***

Podsumowując, uważam, że "Catwoman. Soulstealer" jest dobrą książką. Jestem wielką fanką Uniwersum DC i z chęcią czytałam o losach Seliny Kyle oraz o tym jak stała się ona tytułową Catwoman. Nie twierdzę, że jest to pozycja idealna - ma ona swoje wady, jednak myślę, że mogłabym ją zaliczyć jako moje "guilty pleasure". Akcja jest dość szybka, a fabuła ciekawie rozwinięta. Gdyby nie na siłę wepchnięty wątek miłosny, myślę, że przyjemniej czytałoby mi się tę pozycję.
Z pewnością sięgnę po inne książki z tej serii - "Wonder Woman. Warbringer" i "Batman. Nightwalker".







sobota, września 15, 2018

TROCHĘ O LITERATURZE KLASYCZNEJ, CZYLI TOP 5 ULUBIONYCH KLASYKÓW

TROCHĘ O LITERATURZE KLASYCZNEJ, CZYLI TOP 5 ULUBIONYCH KLASYKÓW

Uwielbiam klasyki. Zawsze je uwielbiałam. Jest coś wspaniałego w tych książkach, co po prostu sprawia, że gdy je czytam, czuję się, jakbym była w domu. I wiem, pewnie brzmi to idiotycznie, ale tak jest. Mam w sercu specjalne miejsce zarezerwowane tylko i wyłącznie dla literatury klasycznej i to się nigdy nie zmieni.

I chociaż nie przeczytałam w swoim życiu wielu książek klasycznych, wśród tych, które udało mi się przeczytać jest parę, które pokochałam całym sercem.

Chciałabym wam dzisiaj o nich co nie co opowiedzieć.

(Nie znajdują się one w żadnej kolejności. Wszystkie są według mnie tak samo wspaniałe i nie potrafiłabym zdecydować, która jest lepsza, a która gorsza)


1. "Anna Karenina" // Lew Tołstoj
 "Annę Kareninę" przeczytałam 3 lata temu, kiedy to w końcu odważyłam się sięgnąć po tą jakże wielką rozmiarami pozycję. Zdecydowałam się na tę książkę z jednego głównie powodu: należy ona do klasyki rosyjskiej. Z jakiś nieznanych mi powodów wmówiłam sobie do głowy, że rosyjska literatura klasyczna jest świetna i że muszę po nią sięgnąć. No i tak też zrobiłam. Cieszę się, że odważyłam się na ten krok, bo 3 lata temu poznałam się z jedną z moich ulubionych książek wszech czasów.
"Anna Karenina" opowiada historię o miłości i życiu trzech rodzin w XIX - wiecznej Rosji. Śledzimy poczynania tytułowej Anny Kareniny, która prowadzi dość monotonne życie jako żona i matka ośmioletniego synka. Gdy podczas jednej z uroczystości poznaje ona hrabiego Wrońskiego, jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Doznaje ona miłości, jakiej jej, starszy od niej mąż, nigdy nie okazywał. Nie wie ona jednak, że miłość ta jest początkiem jej końca.
Oprócz wątku miłosnego, Tołstoj w niesamowity sposób wplata w książkę motyw XIX - wiecznego społeczeństwa. W "Annie Kareninie" swoje miejsce znalazła dla siebie każda z klas społecznych. Dlatego też książka ta jest dla mnie tak niesamowita, bo opisuje ona proste życie mieszkańców Rosji. Realizm należy zdecydowanie do jednych z ulubionych epok literackich, o których uwielbiam czytać. Chciałabym jak najszybciej zabrać się za inne dzieła Tołstoja, bo wiem, że spodobają one mi się tak samo jak "Anna Karenina". 

2. "Mistrz i Małgorzata // Mihaił Bułhakow
Kolejna powieść rosyjskiego autora. Kogo to dziwi ;) ? O "Mistrzu i Małgorzacie" słyszałam co nie co, zanim w końcu się zdecydowałam za nią zabrać. Wiem, że książka ta jest lekturą w polskich liceach, jednak ja nie miałam okazji nigdy jej przeczytać.
Jeżeli chciałabym opisać fabułę tej książki, myślę, że poległabym już na starcie. Jest ona niesamowicie dziwna. Nie wiem, co takiego w tej książce sprawiło, że tak bardzo mi się spodobała. Być może jest to kunszt autora, lub jego niesamowita wyobraźnia.
W swojej powieści Bułhakow opisuje Rosję w latach 30. XX wieku. Powieść podzielona jest na dwie części. W jednej z nich opowiedziana zostaje historia o Poncjuszu Piłacie, powiązana z motywami z Biblii i spotkaniem z prorokiem Jeszuą. Druga część opowiada o pojawieniu się Szatana na ulicach Moskwy.
Przeczytanie tej powieści zajęło mi trochę czasu, ponieważ momentami miałam wrażenie, że czytam ją już od wieków. Niemniej jednak nie umniejszyło to wspaniałości tej powieści.

3. "Portret Doriana Graya" // Oscar Wilde
Nie potrafiłabym opisać mojej miłości do tej powieści. Łączy ona w sobie motyw sztuki z pragnieniem pozostania wiecznie młodym. W powieści Wilde'a tytułowy Dorian Gray zastanawia się nad sensem życia oraz nad tym jaką drogę wybrać. Obserwujemy jak z czasem zbrodnie, których on się dokonał zaczynając odzwierciedlać się na jego portrecie.
Oprócz motywu zbrodni książka ta silnie skupia się na motywie homoseksualności. Jesteśmy świadkami miłości malarza Basina Hallwarda, do źródła swojej inspiracji, Doriana.
Powieść Wilde'a należy do jednych z najlepszych powieści klasycznych jakie przeczytałam. Jest ona nie tylko spisana pięknym językiem, ale również pokazuje ona cenę, którą trzeba zapłacić za bycie wiecznie pięknym i młodym. Wspaniała historia, która w pewien sposób autobiograficznie opisuje życie autora, gdyż on sam został w 1895 roku skazany na więzienie za kontakty homoseksualne.
Polecam tę pozycję z całego serca, gdyż uważam ją za jedną w wybitniejszych powieści XIX wieku.

4. "Wichrowe wzgórza"// Emily Bronte
"Wichrowe wzgórza" próbowałam po raz pierwszy przeczytać w wieku 15 lat. Niestety nie udało mi się to wtedy, gdyż uważałam, że powieść ta jest najzwyczajniej w świecie nudna. Powróciłam do tej powieści parę lat później i bardzo się cieszę, że to zrobiłam.
Jeżeli nie wiecie, o czym są "Wichrowe wzgórza" Emily Bronte, jest to powieść, której akcja toczy się w erze wiktoriańskiej, w Anglii. Powieść skupia się na osobie pana Lockwooda, który postanawia wynająć posiadłość Drozdowego Gniazda. Jego sąsiadem jest tajemniczy Heathcliff, który zamieszkuje dom na Wichrowych Wzgórzach. Gdy Lockwood powraca z wizyty u niego do domu, jego gosposia, Ellen Dean, opowiada mu historię miłosną o Heathcliffie i Catherine.
Chciałabym zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie popieram, ani nie zachwycam się miłosnym wątkiem tek powieści, który jest raczej dość agresywny. Co więcej mnie fascynuje, to gotycki klimat jaki niesie ze sobą powieść Emily Bronte. Książka ta owinięta jest pewnego rodzaju mrocznością, która przejawia się nie tylko w opisach otoczenia ale również w zachowaniach głównych bohaterów. Sprawia to, że ma się ochotę otulić ciepłym kocem i czytać ją przy filiżance kawy.

5. "Wielki Gatsby"// F. Scott Fitzgerald
Na sam koniec opowiem wam trochę o "Wielkim Gatsbym". Jeżeli nie czytaliście tej książki, to być może oglądaliście jej ekranizację z DiCaprio w roli głównej ;)
Powieść Fitzgeralda przenosi nas do lat 20. XX. wieku. Do ery Jazzu, swingu i wiecznej zabawy. Jest to historia o miłości, która po latach rodzi się na nowo.
Książka ta opowiedziana jest z perspektywy Nicka Carrawaya, absolwenta Yale, który z wielkim entuzjazmem postanawia zacząć swoje nowe życie w Nowym Jorku. Tak się składa, że jego sąsiadem jest tytułowy Gatsby, który zamieszkuje rezydencję obok. Jednego dnia Nick zostaje zaproszony na obiad przez swoją kuzynkę Daisy, która wraz z mężem zamieszkuje posiadłość po drugiej stronie zatoki na East Egg.
Tajemnicą dla wszystkich pozostaje tajemniczy Gatsby, który co weekend wyprawia szalone przyjęcia. Z biegiem upływu czasu dowiadujemy się co nie co o tożsamości głównego bohatera, jego zamiarach i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Nick.
Oprócz wzruszającej historii o niespełnionej miłości, Fitzgerald wspaniale opisuje lata 20. i tamtejsze obyczaje. W bardzo przystępny sposób przenosi nas on do ery przepełnionej zabawą i wiecznie lejącym się szampanem .
Pięknie spisana powieść o pięknej miłości, w pięknych czasach przepełnionych beztroską.


Oto (jak na razie) pięć moich ulubionych klasyków. Mam nadzieję, że niedługo ta lista będzie mogła się powiększyć.
Czytaliście, któreś z tych książek? Czytacie klasyki? I jeżeli tak, to jaka książka jest waszą ulubioną?


wtorek, września 11, 2018

#6 "THE POPPY WAR" - R. F. KUANG

#6 "THE POPPY WAR" - R. F. KUANG

Tytuł: The Poppy War
Autor: R. F. Kuang
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Harper Voyager
Data publikacji: 2018
Ilość stron: 530
Ocena: 4,5/5 


O czym jest "The Poppy War"? 

"The Poppy War" opowiada historię 16-letniej Rin Fang, która na skutek wojny straciła swoich rodziców i została zmuszona do zamieszkania  ze swoimi przybranymi rodzicami i młodszym bratem w małej wiosce o nazwie Tikany. Główną bohaterkę poznajemy w dniu, w którym zdaje ona egzamin, aby móc dostać stypendium do ekskluzywnej szkoły militarnej w Sinegardzie. Nikt nie pokłada wiary w Rin, nawet jej nauczyciel, ponieważ do testu podchodzą głównie uczniowie z bogatych rodzin, którzy poświęcają całe swoje życie na przygotowanie i naukę. Rin udowadnia wszystkim jak bardzo się mylili i już niedługo potem jest ona w drodze do stolicy, aby móc tam zacząć nowe życie z dala od jej znienawidzonych opiekunów. 
Pomimo tego, że dziewczyna osiągnęła wysoki wynik na teście, nie zdaje ona sobie sprawy, jak mało istotny będzie ten fakt, gdy już zjawi ona się w szkole. Jak się okazuje, nie tylko ma ona problemy z nawiązaniem znajomości, do tego jest ona pośmiewiskiem całej akademii. Czego dziewczyna nie wzięła pod uwagę to fakt, że jako jedyna uczennica nie posiada ona żadnych zdolności walki wręcz. Rin uświadamia sobie, że będzie ona się musiała postarać, żeby utrzymać swoje miejsce w akademii. 

+++

"The Poppy War" jest zdecydowanie nietuzinkową powieścią fantasy. Ma ona w sobie wszystko, czego dotychczas brakowało mi w typowych książkach młodzieżowych. Ma ona silną główną bohaterkę, motyw szkoły wojskowej i interesujące nawiązanie do szamanizmu. 

Po pierwsze, bardzo spodobał mi się motyw z szamanizmem i bogami. Myślę, że dodał on trochę więcej fantastyki tej pozycji i urozmaicił sam motyw akademii wojskowej. Podobało mi się również w jaki sposób można było osiągnąć tę moc i jak można było połączyć się z bogami. W tej kwestii autorka naprawdę mi zaimponowała. 
Co do fabuły, podobało mi się jak nagle zmieniła ona swój kierunek, chociaż muszę przyznać, że było to trochę zbyt szybkie jak na mój gust. Na jednej stronie czytałam o jednych wydarzeniach,a na drugiej BAM, wszystko zmieniło się o 180 stopni. Nie uważam, że jest to złe posunięcie, ale autorka mogła trochę te sekwencje rozbudować, żeby czytelnik mógł się bardziej przygotować na nadchodzące wydarzenia.
Co również mnie zachwyciło to opisy walki, które były niesamowicie dokładne. Kuang  nie bała się użyć brutalniejszego języka, gdy opisywała co poniektóre sekwencje. Jest to rzecz, której brakowało mi ostatnio w książkach fantasy. Po niezliczonych ilościach przesłodzonych, pełnych romansów młodzieżowych książek fantastycznych, czytanie o tym jak flaki latają na lewo i prawo sprawiło mi nie lada przyjemność. I może brzmi to dość dziwnie, ale lubię jak sceny bitwy są dobrze opisane :). 
Tak samo jak fabuła, tak i styl pisania R. F. Kuang jest dość.... szorstki. "The Poppy War" zaczęłam po tym, jak skończyłam czytać "The Name of the Wind" i w porównaniu z niemal liryczną prozą Rothfussa, styl pisania Kuang jest zdecydowanie przeciwieństwem autora "Imienia wiatru"Adekwatnie do powieści jest on prosty, zwięzły i na temat. Autorka nie zawraca sobie głowy przesadnie słodkim opisaniem wydarzeń. Raczej ukazuje świat takim jakim jest. Szorstki, brutalny i niebezpieczny. Dodało to powieści kolejnego uroku, dzięki któremu, można było przenieść się do oblężonych, XX-wiecznych Chin. 
Tak, wiem, jak na razie opisuję tę książkę w samych superlatywach, ale uwierzcie mi, że uważam, że jest to naprawdę bardzo dobry debiut autorki. 
Nie tylko baza książki została dobrze przemyślana i wykonana, ale również bohaterowie. Każdy z nich jest inny i dodaje coś od siebie tej powieści. Bardzo polubiłam postać jednego z mistrzów w Sinegardzie, ponieważ swoją postawą przypominał mi trochę mistrza Elodina z "The Name of the Wind". Był on zdecydowanie postacią, która wyróżniała się w tłumie i podobnie jak Elodin, tak i Jiang był tym wyrzutkiem na kampusie, o którym każdy się zastanawiał, co właściwie tutaj robi. Myślę, że jego postać dodała trochę koloru tej powieści. 
Co do głównej bohaterki...Niestety sama postać Rin nie przypadła mi do gustu. Na początku powieści podobało mi się, że jest ona silną kobietą, która nie pozwoli sobą dyrygować. Jednak z biegiem czasu ten jej zapał stał się bardzo irytujący. Stała się ona chciwa, chciała być najlepsza ze wszystkich i osiągnąć pozaziemskie moce tylko dla siebie. Jak się jej mówiło, że ma czegoś nie robić, to się upierała, że to zrobi i na odwrót. Do czego zmierzam to to, że była ona postacią strasznie niezdecydowaną, która potajemnie chciałaby rządzić całym światem i strasznie mnie to irytowało. Ponieważ uważam, że jeżeli zdecydowała ona by się na jedną z decyzji, byłabym w stanie ją bardziej tolerować. Jednak przez te jej niezdecydowanie i parcie na władzę, była ona po prostu strasznie irytująca. 
Również jej związek (nie romantyczny) z innym bohaterem strasznie mnie irytował, ponieważ o ile przez 2/3 książki nie pozwalała sobą pomiatać, o tyle kiedy on się zjawił stała się ona jego pieskiem na posyłki i workiem treningowym. Nie rozumiałam dlaczego autorka aż tak bardzo zmieniła postać z "nikt nie będzie mną rządzić" na "on mnie rozumie, muszę się go słuchać...".

Pomijając te dwa mankamenty, książka jest naprawdę wciągająca i niezwykle interesująca.
Wiem, że niektórzy nie byliby wstanie przebrnąć przez książkę, jeżeli nie lubiliby głównej bohaterki/głównego bohatera, ale tak szczerze, to nawet nie zwracałam na to uwagi, ponieważ byłam tak zachwycona światem wykreowanym przez Kuang. 
Myślę, że powieść ta zachwyci każdego fana fantastyki, pod warunkiem, że ma on silne nerwy i nie odrażają go opisy scen walki lub gwałtu. 

Copyright © 2016 Zagraniczna biblioteka , Blogger