sobota, września 29, 2018

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE WRZEŚNIA

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE WRZEŚNIA

Muszę przyznać, że jestem rozczarowana moim podsumowaniem. Wrzesień z pewnością nie był moim najlepszym miesiącem czytelniczym. Miałam w planach przeczytać jak największą ilość książek, ponieważ w październiku wracam na uczelnie i nie będę miała czasu na czytanie. Zamiast korzystać z wolnego czasu i czytać dla przyjemności, męczyłam się z każdą książką. 
W pierwszym tygodniu przeczytałam aż trzy! książki: "Catwoman. Soulstealer", "Do latarni morskiej" i "Złodziej pioruna"
Recenzję do "Catwoman" znajdziecie na blogu, o tutaj. Szybko podsumowując książka podobała mi się i z pewnością dzięki niej dobrze zaczęłam miesiąc. 
Następnie wręcz zmusiłam się do dokończenia "Do latarni morskiej" Virginii Woolf, ponieważ zostało mi ostatniej kilkadziesiąt stron do przeczytania i chciałam mieć już tą książkę z głowy. Jak można wywnioskować pozycja ta nie spodobała mi się za bardzo. Nie wiem czego spodziewałam się po tej książce, ale z pewnością nie tego co otrzymałam. Była ona nudna i z czasem odechciało mi się jej czytać. Myślę, że też tutaj zaczęły się schody i moje problemy z czytaniem. 
Po pozycji pani Woolf sięgnęłam po książkę Ricka Riordana "Złodziej pioruna". Potrzebowałam czegoś lekkiego i wesołego, co pomoże mi znów wejść w czytelniczy nastrój. Niestety, o ile podobała mi się pierwsza połowa książki, o tyle w drugiej zaczęłam być znużona. Kartkowałam książkę, aby móc ją skończyć. Pod koniec powieści znowu wrócił mój nastrój i ostatnie 50 stron przeczytałam z wielkim zapałem. 
Starając się uniknąć kaca książkowego, lub być może bardziej braku zainteresowania książkami, postanowiłam dołączyć się do maratonu czytelniczego #Strangethereadalong organizowanego między innymi przez Caz z kanału Little Book Owl. "Marzyciel" jest jedną z moich ulubionych książek młodzieżowych i pomyślałam, że z pewnością przeczytanie ulubieńca pomoże mi wyjść z ten nędznej dziury, w której się znalazłam. Hmm... zgadnijcie co? W połowie książki miałam dość jej czytania. Miałam dość warsztatu pisarskiego Laini Taylor i miałam dość przesadnych opisów. Skończyłam czytać "Strange the dreamer" wczoraj i niestety moja opinia na temat tej pozycji się zmieniła. Nadal podoba mi się ta historia i jestem oczarowana światem stworzonym przez autorkę, jednak książka ta nie jest już tak niesamowita, za jaką ją uważałam, kiedy czytałam ją pierwszy raz. 
W duchu mojego czytelniczego niezadowolenia poszłam do księgarni i kupiłam "How to stop time" Matta Haiga. Na tą książkę czaiłam się już od dłuższego czasu, zwłaszcza, że jest zachwalana w internecie przez innych czytelników. Koncept wydawał mi się interesujący, więc postanowiłam od razu zacząć czytać "Jak zatrzymać czas". I owszem powieść jest ciekawa, ale poza tym nie dzieje się w niej nic specjalnego. Jest po prostu zwyczajna. I z pewnością nie pomogła mi w moim czytelniczym problemie.
Postanowiłam zakończyć miesiąc pozytywnym akcentem i sięgnęłam po "Morze potworów" Ricka Riordana. Na szczęście nie miałam większych problemów z przeczytaniem tej pozycji. Książka była lekka, krótka i zwięzła, co ułatwiło mi zdecydowanie czytanie. 

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o moje czytelnicze podsumowanie września. Wiem, że sześć pozycji to spora liczba, jednak mnie bardziej rozczarowało to, że prawie żadna z tych pozycji mnie nie zachwyciła i straciłam kompletnie zainteresowanie książkami. 
Postaram się wykorzystać czas wolny, który pozostał mi przed rozpoczęciem roku akademickiego i być może uda mi się jeszcze coś przeczytać. 

Co ciekawego wy czytaliście we wrześniu? Podzielcie się swoimi stosikami w komentarzach!

sobota, września 22, 2018

TOP 5: ULUBIONE OKŁADKI. EDYCJA FANTASTYCZNA.

TOP 5: ULUBIONE OKŁADKI. EDYCJA FANTASTYCZNA.

Dzień dobry!
Dzisiaj przychodzę z TOP 5 - moim zdaniem - najpiękniejszymi okładka. Powiem wam, że wybór nie był łatwy. Jednak udało mi się wybrać, te pięć najpiękniejszych z najpiękniejszych, które zapierają dech w piersiach. 

Top 5 okładek książkowych jest tematem tej środy na grupie Goodreads: T5W. 
Pomyślałam, że fajnie byłoby napisać post na temat najpiękniejszych okładek, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że nie dam rady wybrać tylko pięciu. Tak więc wpadłam na pomysł, aby zrobić pewnego rodzaju serię na blogu, gdzie przedstawiać będę pięć ulubionych okładek z każdego gatunku, który jest mi znany. Dzisiaj zaczynamy z moim ulubieńcem, czyli fantastyką. 

Zanim jednak zaczniemy, chciałabym wyjaśnić, że ten post w żadnym wypadku nie ma służyć ocenie wnętrza książki. Ma on raczej na celu docenienie starań wszystkich grafików, którzy biorą udział w procesie tworzenia okładek książkowych. 

Ok, skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to zaczynajmy! Okładki nie są ułożone w żadnej kolejności - nie byłam w stanie tego zrobić, bo uważam je za równo piękne. 


1. "The name of the wind" (10th anniversary edition) Patricka Rothfussa. 
Myślę, że ta okładka, ma wszystko, czego dobra książka fantasy potrzebuje. Zanim przeczytałam "Imię wiatry" widziałam, jak ta okładka pojawiała się sporadycznie na booktubie i myślałam sobie "Kurczę, ale ładnie jest zrobiona ta książka. Muszę się w końcu za nią zabrać."


Po przeczytaniu otworzyłam jeszcze raz stronę z tą właśnie okładką, żeby móc się jej jeszcze raz przyjrzeć. Nie potrafię opisać, w jakim szoku byłam. 
Okładka idealnie oddaje treść książki, gdyż ilustruje tak naprawdę jedną z najważniejszych scen. Być może dla osoby, która nie jest zaznajomiona z tą historią, jest to tylko ładna okładka. Jednak osoba, która czytała książkę, myślę, że doceni pomysłowość i twórczość osoby odpowiedzialnej za design tej książki. Każdy element na okładce odpowiada czemuś, co wydarzyło się w historii. Uważam, że powieść ta nie mogła zostać lepiej zobrazowana. 
No i jeszcze te czerwone boki! Raj dla oczu. 
Nie mogę się doczekać, aż zaopatrzę się we własną kopię, ponieważ "Imię wiatru" znalazło się na liście moich ulubionych powieści fantastycznych wszech czasów!



2. "The priory of the orange tree" Samanty Shannon 
Jestem wielką fanką twórczości Samanty, a "Czas żniw" należy do jednej z moich ulubionych serii fantastycznych dla młodzieży. Kiedy dowiedziałam się, że wydaje ona nową książkę byłam wniebowzięta. Kiedy zobaczyłam jej finalną okładkę zaniemówiłam. Otóż okładka ta jest fenomenalna! Jednak pozwolę wam o tym zadecydować : 


Nie wiem jak wy, ale ja nie mogę oderwać oczu od tej okładki. Wszystko jest w niej idealne. Kolory, detale, czcionka. Wszystko. Co prawda, nie mogę jeszcze ocenić na ile okładka tej książki współgra z historią powieści, niemniej jednak jest to jedna z najpiękniejszych książek fantastycznych jakie widziałam w życiu. 
I jest na niej smok, więc to dodatkowy plus. 


3. "Godsgrave" Jaya Kristoffa 
Uwielbiam obie wersje okładek do tej trylogii Jaya, jednak drugi tom w szczególności przemawia do mnie w wersji amerykańskiej. Znowu, tak jak w przypadku "The name of the wind" uwielbiam detale, które zostały zawarte. Jak np. rażące czerwone słońce, które jest w tle, lub koloseum. 


Normalnie nie lubię, kiedy na okładkach znajdują się postaci, jednak okładka "Bożogrobia" idealnie pasuje do historii powieści. Myślę, że bardzo dobrze ilustruje ona to, czego możemy się spodziewać w tym tomie. Widzimy naszą główną bohaterkę, która trzyma dwa zakrwawione miecze, a w tle za nią znajduje się coś na kształt koloseum. Cienie wokół niej są bardziej intensywne, niż na pierwszej książce. 
Podoba mi się również tonacja, w której została utrzymana okładka. Odcienie czerni, bieli i czerwieni wspaniale do siebie pasują. 

4. "Strange the dreamer" Laini Taylor 
Czy ktoś się dziwi, że w tej topce znajduje się "Marzyciel"? Bo ja nie. Ta okładka jest po prostu piękna. Magiczna. Nie z tego świata. 


Brak mi słów, którymi mogłabym opisać jej piękno. Tylko spójrzcie się na nią! Czyż nie jest ona cudowna?! Uwielbiam ten odcień niebieskiego i to jak rozmywa się on po okładce. Piękne złote detale sprawiają, że nie można oderwać od niej oczu. Z jednej strony może się wydawać, że jest ona dość skromna. Oprócz złotej ćmy nic się nie dzieje. Jednak z drugiej strony właśnie te złote efekty sprawiają, że okładka ta jest niesamowicie wyszukana. 

5. Książki Neila Gaimana 
Zastanawiałam się, czym zamknąć tę topkę i doszłam do wniosku, że pochwalę coś naszego. Mam na myśli wszystkie piękne wydania książek Neila Gaimana wydane przez wydawnictwo MAG. 
Tematyka książek została utrzymana w bardzo estetyczny i prosty sposób. Nie wiem, czy potrafiłabym wybrać swojego ulubieńca spośród nich, ponieważ każda okładka, choć wszystkie są do siebie podobne, jest niesamowita na swój sposób. 


Jedynym minusem tych okładek jest to, że bardzo szybko zostają na nich ślady odcisków palców. Jeżeli ktoś jest bardzo pedantyczny, może mu to przeszkadzać, jednak ja staram się nie zwracać na to uwagi. Nie jest też tak, że macam te książki co chwile, tylko leżą sobie one spokojnie na regale. 


To już wszystko na dzisiaj! Jakie są wasze ulubione okładki? Czy raczej nie zwracacie na to uwagi? 
Podzielcie się waszymi spostrzeżeniami w komentarzach :) 

środa, września 19, 2018

#7 "CATWOMAN. SOULSTEALER" - SARAH J. MAAS

#7 "CATWOMAN. SOULSTEALER" - SARAH J. MAAS


Tytuł: "Catwoman. Soulstealer"
Seria: DC Icons
Wydawnictwo: Penguin Random House
Ilość stron: 360
Gatunek: YA Fantasy
Ocena: 4/5 

Dzień dobry! 
Zauważyłam, że ostatnio jakimś cudem wpakowałam się w kaca książkowego. Nie wiem jak i nie wiem z powodu jakiej książki się to dzieje, ale najzwyczajniej w świecie żadna książka mnie nie interesuje. Mam ochotę czytać, ale jak tylko sięgnę po jakąś powieść, to po paru minutach ją odkładam, bo przestaje być nią zainteresowana.

Jednak, na początku miesiąca przeczytałam nową powieść Pani Sary J. Maas i muszę powiedzieć, że pozycja ta zaskoczyła mnie w pozytywny sposób.

"Catwoman" opowiada o losach 17 - letniej Seliny Kyle, która aby móc zarobić pieniądze na leczenie i opiekę nad chorą na mukowiscydozę młodszą siostrą, bierze udział w nielegalnych walkach podziemnych gangów. Pewnego dnia w mieszkaniu sióstr Kyle pojawia się policja wraz z  pracowniczką opieki społecznej. Grożą oni Selinie, że jej siostra trafi do rodziny zastępczej, a ona sama trafi do młodzieńczego więzienia, ze względu na przestępstwa, których się dokonała (kradzieże, bójki etc.)
Gdy siostry zostają zabrane z mieszkania, zostają one odseparowane i Selina trafia na posterunek policji. Tam spotyka ona tajemniczą kobietę o imieniu Thalia al Ghul, która oferuje dziewczynie rozwiązanie jej problemów: Selina wyjedzie razem z nią do szkoły asasynów i zapomni kompletnie o swojej siostrze, a w zamian Thalia zapewni Maggie dobry dom zastępczy. Zdesperowana dziewczyna pragnie tylko dobra swojej siostry i idzie na układ z Thalią i jeszcze tego samego dnia opuszcza Gotham, aby udać się do siedziby Ligii Asasynów.

***

Akcja książki toczy się dwa lata później, kiedy 20-letnia Selina powraca do Gotham z tajemniczą misją. Jak już wspomniałam na samym początku - książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. W dalszej części historii do Catwoman przyłączają się Poison Ivy i Harley Quinn i zaczynają one tworzyć słynne trio o nazwie Gotham City Sirens. Chociaż ich celem były różnego rodzaju rabunki i kradzieże, dziewczyny zbliżyły się do siebie i rozwinęły między sobą przyjaźń.

Niestety, w książce nie pojawiła się postać Batmana, którą miałam ochotę zobaczyć. W jego rolę wcielił się Batwing - można powiedzieć, że był on pewnego rodzaju podopiecznym Bruce'a. Jakoś nie polubiłam szczególnie jego postaci, wydała mi się taka nijaka. Również irytowało mnie trochę to, że książka napisana była z dwóch perspektyw - Batwinga i Catwoman. Według mnie jak na tak cienką książkę, druga perspektywa była zbędna.

Co jednak mnie najbardziej rozczarowało to to, że na tych 300 stronach lekkiej powieści Maas musiała wepchnąć wątek miłosny. Dlaczego? 
Przesadny wątek miłosny w książkach Maas jest powodem, przez który przestałam być fanką jej powieści. Nie rozumiem po co autorka musiała rozwinąć akurat ten motyw. Historia mogłaby się toczyć dalej bez tego dodatku. Odniosłam wrażenie, że Maas użyła tego wątku, aby wypełnić jakoś strony.

Oprócz tego uważałam główną bohaterkę za w miarę znośną. Wiem, że niektórzy mogliby porównać Seline z Celaeną ze "Szklanego tronu" ze względu na imię obydwu bohaterek i ich profesję, jednak ja starałam się ignorować te szczegóły, żeby móc delektować się książką.
Poza tym, podobało mi się, jak autorka dokonała niektórych zmian w wyglądzie stroju Catwoman i w instytucji Ligii Asasynów. Dodały one zdecydowanie innego spojrzenia na świat, który jest mi znany z filmów bądź seriali.

***

Podsumowując, uważam, że "Catwoman. Soulstealer" jest dobrą książką. Jestem wielką fanką Uniwersum DC i z chęcią czytałam o losach Seliny Kyle oraz o tym jak stała się ona tytułową Catwoman. Nie twierdzę, że jest to pozycja idealna - ma ona swoje wady, jednak myślę, że mogłabym ją zaliczyć jako moje "guilty pleasure". Akcja jest dość szybka, a fabuła ciekawie rozwinięta. Gdyby nie na siłę wepchnięty wątek miłosny, myślę, że przyjemniej czytałoby mi się tę pozycję.
Z pewnością sięgnę po inne książki z tej serii - "Wonder Woman. Warbringer" i "Batman. Nightwalker".







sobota, września 15, 2018

TROCHĘ O LITERATURZE KLASYCZNEJ, CZYLI TOP 5 ULUBIONYCH KLASYKÓW

TROCHĘ O LITERATURZE KLASYCZNEJ, CZYLI TOP 5 ULUBIONYCH KLASYKÓW

Uwielbiam klasyki. Zawsze je uwielbiałam. Jest coś wspaniałego w tych książkach, co po prostu sprawia, że gdy je czytam, czuję się, jakbym była w domu. I wiem, pewnie brzmi to idiotycznie, ale tak jest. Mam w sercu specjalne miejsce zarezerwowane tylko i wyłącznie dla literatury klasycznej i to się nigdy nie zmieni.

I chociaż nie przeczytałam w swoim życiu wielu książek klasycznych, wśród tych, które udało mi się przeczytać jest parę, które pokochałam całym sercem.

Chciałabym wam dzisiaj o nich co nie co opowiedzieć.

(Nie znajdują się one w żadnej kolejności. Wszystkie są według mnie tak samo wspaniałe i nie potrafiłabym zdecydować, która jest lepsza, a która gorsza)


1. "Anna Karenina" // Lew Tołstoj
 "Annę Kareninę" przeczytałam 3 lata temu, kiedy to w końcu odważyłam się sięgnąć po tą jakże wielką rozmiarami pozycję. Zdecydowałam się na tę książkę z jednego głównie powodu: należy ona do klasyki rosyjskiej. Z jakiś nieznanych mi powodów wmówiłam sobie do głowy, że rosyjska literatura klasyczna jest świetna i że muszę po nią sięgnąć. No i tak też zrobiłam. Cieszę się, że odważyłam się na ten krok, bo 3 lata temu poznałam się z jedną z moich ulubionych książek wszech czasów.
"Anna Karenina" opowiada historię o miłości i życiu trzech rodzin w XIX - wiecznej Rosji. Śledzimy poczynania tytułowej Anny Kareniny, która prowadzi dość monotonne życie jako żona i matka ośmioletniego synka. Gdy podczas jednej z uroczystości poznaje ona hrabiego Wrońskiego, jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Doznaje ona miłości, jakiej jej, starszy od niej mąż, nigdy nie okazywał. Nie wie ona jednak, że miłość ta jest początkiem jej końca.
Oprócz wątku miłosnego, Tołstoj w niesamowity sposób wplata w książkę motyw XIX - wiecznego społeczeństwa. W "Annie Kareninie" swoje miejsce znalazła dla siebie każda z klas społecznych. Dlatego też książka ta jest dla mnie tak niesamowita, bo opisuje ona proste życie mieszkańców Rosji. Realizm należy zdecydowanie do jednych z ulubionych epok literackich, o których uwielbiam czytać. Chciałabym jak najszybciej zabrać się za inne dzieła Tołstoja, bo wiem, że spodobają one mi się tak samo jak "Anna Karenina". 

2. "Mistrz i Małgorzata // Mihaił Bułhakow
Kolejna powieść rosyjskiego autora. Kogo to dziwi ;) ? O "Mistrzu i Małgorzacie" słyszałam co nie co, zanim w końcu się zdecydowałam za nią zabrać. Wiem, że książka ta jest lekturą w polskich liceach, jednak ja nie miałam okazji nigdy jej przeczytać.
Jeżeli chciałabym opisać fabułę tej książki, myślę, że poległabym już na starcie. Jest ona niesamowicie dziwna. Nie wiem, co takiego w tej książce sprawiło, że tak bardzo mi się spodobała. Być może jest to kunszt autora, lub jego niesamowita wyobraźnia.
W swojej powieści Bułhakow opisuje Rosję w latach 30. XX wieku. Powieść podzielona jest na dwie części. W jednej z nich opowiedziana zostaje historia o Poncjuszu Piłacie, powiązana z motywami z Biblii i spotkaniem z prorokiem Jeszuą. Druga część opowiada o pojawieniu się Szatana na ulicach Moskwy.
Przeczytanie tej powieści zajęło mi trochę czasu, ponieważ momentami miałam wrażenie, że czytam ją już od wieków. Niemniej jednak nie umniejszyło to wspaniałości tej powieści.

3. "Portret Doriana Graya" // Oscar Wilde
Nie potrafiłabym opisać mojej miłości do tej powieści. Łączy ona w sobie motyw sztuki z pragnieniem pozostania wiecznie młodym. W powieści Wilde'a tytułowy Dorian Gray zastanawia się nad sensem życia oraz nad tym jaką drogę wybrać. Obserwujemy jak z czasem zbrodnie, których on się dokonał zaczynając odzwierciedlać się na jego portrecie.
Oprócz motywu zbrodni książka ta silnie skupia się na motywie homoseksualności. Jesteśmy świadkami miłości malarza Basina Hallwarda, do źródła swojej inspiracji, Doriana.
Powieść Wilde'a należy do jednych z najlepszych powieści klasycznych jakie przeczytałam. Jest ona nie tylko spisana pięknym językiem, ale również pokazuje ona cenę, którą trzeba zapłacić za bycie wiecznie pięknym i młodym. Wspaniała historia, która w pewien sposób autobiograficznie opisuje życie autora, gdyż on sam został w 1895 roku skazany na więzienie za kontakty homoseksualne.
Polecam tę pozycję z całego serca, gdyż uważam ją za jedną w wybitniejszych powieści XIX wieku.

4. "Wichrowe wzgórza"// Emily Bronte
"Wichrowe wzgórza" próbowałam po raz pierwszy przeczytać w wieku 15 lat. Niestety nie udało mi się to wtedy, gdyż uważałam, że powieść ta jest najzwyczajniej w świecie nudna. Powróciłam do tej powieści parę lat później i bardzo się cieszę, że to zrobiłam.
Jeżeli nie wiecie, o czym są "Wichrowe wzgórza" Emily Bronte, jest to powieść, której akcja toczy się w erze wiktoriańskiej, w Anglii. Powieść skupia się na osobie pana Lockwooda, który postanawia wynająć posiadłość Drozdowego Gniazda. Jego sąsiadem jest tajemniczy Heathcliff, który zamieszkuje dom na Wichrowych Wzgórzach. Gdy Lockwood powraca z wizyty u niego do domu, jego gosposia, Ellen Dean, opowiada mu historię miłosną o Heathcliffie i Catherine.
Chciałabym zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie popieram, ani nie zachwycam się miłosnym wątkiem tek powieści, który jest raczej dość agresywny. Co więcej mnie fascynuje, to gotycki klimat jaki niesie ze sobą powieść Emily Bronte. Książka ta owinięta jest pewnego rodzaju mrocznością, która przejawia się nie tylko w opisach otoczenia ale również w zachowaniach głównych bohaterów. Sprawia to, że ma się ochotę otulić ciepłym kocem i czytać ją przy filiżance kawy.

5. "Wielki Gatsby"// F. Scott Fitzgerald
Na sam koniec opowiem wam trochę o "Wielkim Gatsbym". Jeżeli nie czytaliście tej książki, to być może oglądaliście jej ekranizację z DiCaprio w roli głównej ;)
Powieść Fitzgeralda przenosi nas do lat 20. XX. wieku. Do ery Jazzu, swingu i wiecznej zabawy. Jest to historia o miłości, która po latach rodzi się na nowo.
Książka ta opowiedziana jest z perspektywy Nicka Carrawaya, absolwenta Yale, który z wielkim entuzjazmem postanawia zacząć swoje nowe życie w Nowym Jorku. Tak się składa, że jego sąsiadem jest tytułowy Gatsby, który zamieszkuje rezydencję obok. Jednego dnia Nick zostaje zaproszony na obiad przez swoją kuzynkę Daisy, która wraz z mężem zamieszkuje posiadłość po drugiej stronie zatoki na East Egg.
Tajemnicą dla wszystkich pozostaje tajemniczy Gatsby, który co weekend wyprawia szalone przyjęcia. Z biegiem upływu czasu dowiadujemy się co nie co o tożsamości głównego bohatera, jego zamiarach i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Nick.
Oprócz wzruszającej historii o niespełnionej miłości, Fitzgerald wspaniale opisuje lata 20. i tamtejsze obyczaje. W bardzo przystępny sposób przenosi nas on do ery przepełnionej zabawą i wiecznie lejącym się szampanem .
Pięknie spisana powieść o pięknej miłości, w pięknych czasach przepełnionych beztroską.


Oto (jak na razie) pięć moich ulubionych klasyków. Mam nadzieję, że niedługo ta lista będzie mogła się powiększyć.
Czytaliście, któreś z tych książek? Czytacie klasyki? I jeżeli tak, to jaka książka jest waszą ulubioną?


wtorek, września 11, 2018

#6 "THE POPPY WAR" - R. F. KUANG

#6 "THE POPPY WAR" - R. F. KUANG

Tytuł: The Poppy War
Autor: R. F. Kuang
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Harper Voyager
Data publikacji: 2018
Ilość stron: 530
Ocena: 4,5/5 


O czym jest "The Poppy War"? 

"The Poppy War" opowiada historię 16-letniej Rin Fang, która na skutek wojny straciła swoich rodziców i została zmuszona do zamieszkania  ze swoimi przybranymi rodzicami i młodszym bratem w małej wiosce o nazwie Tikany. Główną bohaterkę poznajemy w dniu, w którym zdaje ona egzamin, aby móc dostać stypendium do ekskluzywnej szkoły militarnej w Sinegardzie. Nikt nie pokłada wiary w Rin, nawet jej nauczyciel, ponieważ do testu podchodzą głównie uczniowie z bogatych rodzin, którzy poświęcają całe swoje życie na przygotowanie i naukę. Rin udowadnia wszystkim jak bardzo się mylili i już niedługo potem jest ona w drodze do stolicy, aby móc tam zacząć nowe życie z dala od jej znienawidzonych opiekunów. 
Pomimo tego, że dziewczyna osiągnęła wysoki wynik na teście, nie zdaje ona sobie sprawy, jak mało istotny będzie ten fakt, gdy już zjawi ona się w szkole. Jak się okazuje, nie tylko ma ona problemy z nawiązaniem znajomości, do tego jest ona pośmiewiskiem całej akademii. Czego dziewczyna nie wzięła pod uwagę to fakt, że jako jedyna uczennica nie posiada ona żadnych zdolności walki wręcz. Rin uświadamia sobie, że będzie ona się musiała postarać, żeby utrzymać swoje miejsce w akademii. 

+++

"The Poppy War" jest zdecydowanie nietuzinkową powieścią fantasy. Ma ona w sobie wszystko, czego dotychczas brakowało mi w typowych książkach młodzieżowych. Ma ona silną główną bohaterkę, motyw szkoły wojskowej i interesujące nawiązanie do szamanizmu. 

Po pierwsze, bardzo spodobał mi się motyw z szamanizmem i bogami. Myślę, że dodał on trochę więcej fantastyki tej pozycji i urozmaicił sam motyw akademii wojskowej. Podobało mi się również w jaki sposób można było osiągnąć tę moc i jak można było połączyć się z bogami. W tej kwestii autorka naprawdę mi zaimponowała. 
Co do fabuły, podobało mi się jak nagle zmieniła ona swój kierunek, chociaż muszę przyznać, że było to trochę zbyt szybkie jak na mój gust. Na jednej stronie czytałam o jednych wydarzeniach,a na drugiej BAM, wszystko zmieniło się o 180 stopni. Nie uważam, że jest to złe posunięcie, ale autorka mogła trochę te sekwencje rozbudować, żeby czytelnik mógł się bardziej przygotować na nadchodzące wydarzenia.
Co również mnie zachwyciło to opisy walki, które były niesamowicie dokładne. Kuang  nie bała się użyć brutalniejszego języka, gdy opisywała co poniektóre sekwencje. Jest to rzecz, której brakowało mi ostatnio w książkach fantasy. Po niezliczonych ilościach przesłodzonych, pełnych romansów młodzieżowych książek fantastycznych, czytanie o tym jak flaki latają na lewo i prawo sprawiło mi nie lada przyjemność. I może brzmi to dość dziwnie, ale lubię jak sceny bitwy są dobrze opisane :). 
Tak samo jak fabuła, tak i styl pisania R. F. Kuang jest dość.... szorstki. "The Poppy War" zaczęłam po tym, jak skończyłam czytać "The Name of the Wind" i w porównaniu z niemal liryczną prozą Rothfussa, styl pisania Kuang jest zdecydowanie przeciwieństwem autora "Imienia wiatru"Adekwatnie do powieści jest on prosty, zwięzły i na temat. Autorka nie zawraca sobie głowy przesadnie słodkim opisaniem wydarzeń. Raczej ukazuje świat takim jakim jest. Szorstki, brutalny i niebezpieczny. Dodało to powieści kolejnego uroku, dzięki któremu, można było przenieść się do oblężonych, XX-wiecznych Chin. 
Tak, wiem, jak na razie opisuję tę książkę w samych superlatywach, ale uwierzcie mi, że uważam, że jest to naprawdę bardzo dobry debiut autorki. 
Nie tylko baza książki została dobrze przemyślana i wykonana, ale również bohaterowie. Każdy z nich jest inny i dodaje coś od siebie tej powieści. Bardzo polubiłam postać jednego z mistrzów w Sinegardzie, ponieważ swoją postawą przypominał mi trochę mistrza Elodina z "The Name of the Wind". Był on zdecydowanie postacią, która wyróżniała się w tłumie i podobnie jak Elodin, tak i Jiang był tym wyrzutkiem na kampusie, o którym każdy się zastanawiał, co właściwie tutaj robi. Myślę, że jego postać dodała trochę koloru tej powieści. 
Co do głównej bohaterki...Niestety sama postać Rin nie przypadła mi do gustu. Na początku powieści podobało mi się, że jest ona silną kobietą, która nie pozwoli sobą dyrygować. Jednak z biegiem czasu ten jej zapał stał się bardzo irytujący. Stała się ona chciwa, chciała być najlepsza ze wszystkich i osiągnąć pozaziemskie moce tylko dla siebie. Jak się jej mówiło, że ma czegoś nie robić, to się upierała, że to zrobi i na odwrót. Do czego zmierzam to to, że była ona postacią strasznie niezdecydowaną, która potajemnie chciałaby rządzić całym światem i strasznie mnie to irytowało. Ponieważ uważam, że jeżeli zdecydowała ona by się na jedną z decyzji, byłabym w stanie ją bardziej tolerować. Jednak przez te jej niezdecydowanie i parcie na władzę, była ona po prostu strasznie irytująca. 
Również jej związek (nie romantyczny) z innym bohaterem strasznie mnie irytował, ponieważ o ile przez 2/3 książki nie pozwalała sobą pomiatać, o tyle kiedy on się zjawił stała się ona jego pieskiem na posyłki i workiem treningowym. Nie rozumiałam dlaczego autorka aż tak bardzo zmieniła postać z "nikt nie będzie mną rządzić" na "on mnie rozumie, muszę się go słuchać...".

Pomijając te dwa mankamenty, książka jest naprawdę wciągająca i niezwykle interesująca.
Wiem, że niektórzy nie byliby wstanie przebrnąć przez książkę, jeżeli nie lubiliby głównej bohaterki/głównego bohatera, ale tak szczerze, to nawet nie zwracałam na to uwagi, ponieważ byłam tak zachwycona światem wykreowanym przez Kuang. 
Myślę, że powieść ta zachwyci każdego fana fantastyki, pod warunkiem, że ma on silne nerwy i nie odrażają go opisy scen walki lub gwałtu. 

czwartek, września 06, 2018

JESIENNY TBR

JESIENNY TBR

Hej wszystkim!
Jako, że jesień już z rogiem, postanowiłam, że utworzę sezonowy TBR, w tym wypadku specjalnie na jesień.Co prawda nie jestem typem osoby, która układa sobie listy książek do przeczytania, ale myślę, że w tym wypadku jest to opcja bardziej luźniejsza niż standardowy miesięczny TBR. Mam więcej książek do wyboru i nie czuję się aż tak przymuszona, do przeczytania akurat TYCH książek, w TEN miesiąc. W  październiku znowu zaczynam studia i nie będę miała tyle czasu na czytanie co teraz, dlatego myślę, że taki stosik będzie dobrym pomysłem, żeby pilnować swoje półki i faktycznie czytać książki, a nie tylko je kupować ;).
Starałam się, żeby lista ta nie była zbyt ambitna, no ale niestety mi to nie wyszło... Po prostu jest tyle książek do przeczytania! A na dodatek, cały czas wychodzą nowe, które też tak bardzo chciałabym przeczytać...(problemy książkoholika)...

Oto moja lista książek na najbliższe trzy miesiące:

1. "Catwomen" - Sarah J. Maas
2. "Muse of Nightmers" - Laini Taylor
3. "Wise man's fear" - Patrick  Rothfuss
4. "The city of brass" - S. A. Chakraborty
5. "Children of blood and bone" - Tomi Adeyemi
6. "Percy Jackson. Złodziej pioruna" - Rick  Riordan
7. "Enchantment. The life of Audrey Hepburn" - Donald Spoto
8. "Days of blood and starlight" - Laini Taylor
9. "Sklepy cynamonowe" - Bruno Schulz
10. "Chrzest ognia" - Andrzej Sapkowski
11. "Słowik" - Kristin Hannah
12. "Zbrodnia i kara" - Fiodor Dostojewski
13. "The final empire" - Brandon Sanderson

Tak oto prezentuje się mój TBR na jesień. Mam nadzieję, że podołam temu zadaniu. Chociaż już teraz wiem, że jest tych książek zdecydowanie za dużo. No ale nic, zawsze będzie można część tych książek przesunąć na zimę :)

Też układacie sobie listy książek do przeczytania, czy raczej sięgacie po to, na co macie w danym momencie ochotę?

wtorek, września 04, 2018

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE LIPCA I SIERPNIA

PODSUMOWANIE CZYTELNICZE LIPCA I SIERPNIA

Kolejny miesiąc dobiegł końca, więc czas na kolejne podsumowanie :) Tym razem postanowiłam połączyć lipiec z sierpniem, ponieważ w poprzednim miesiącu przeczytałam tylko dwie książki i nie miało to sensu, żeby robić osobny wrap up.
Podsumowując przeczytałam razem 8,5 książki, z czego jestem bardzo dumna, zwłaszcza, że było wśród nich parę, które miały ponad 500 stron. Początek sierpnia zaczął się dosyć przeciętnie. Czytałam głównie książki, które mnie niestety nie zachwycały. Jednak na szczęście udało mi się w dobrym stylu zakończyć ten miesiąc.

Przechodząc jednak do książek, które udało mi się przeczytać.
W lipcu przeczytała "Kirke" Madeleine Miller, która niesamowicie mnie rozczarowała, ale też zanudziła na śmierć. Nie będę się wywodzić na jej temat, ponieważ recenzje do niej możecie znaleźć na moim blogu tutaj.

 Następnie, lipiec zakończyłam świetną pozycją jaką był "Marsjanin" Andy'ego Weir'a. Nie potrafię powiedzieć nic złego na temat tej książki, ponieważ była ona idealna. Nasz główny bohater, który zostaje przypadkowo uwięziony na Marsie, stara się przeżyć na tej planecie, do momentu aż ktoś po niego wróci. Gdyby nie świetne poczucie humoru głównego bohatera, książka ta byłaby dość tragiczna, biorąc pod uwagę fakt, że Mark Watney walczy o przetrwanie na obcej planecie, z dala od ludzkości. To, że potrafił on żartować ze swojej sytuacji sprawiło, że czytanie "Marsjanina" było zupełnie inny doświadczeniem. Była to szybka i lekka lektura, której potrzebowałam.

A teraz, przejdziemy do książek, które przeczytałam w sierpniu. Jak już pisałam, większość z nich w dość dużym stopniu mnie rozczarowała, gdyż uważałam, że książki te są po prostu nijakie.
Zacznijmy może od "Tajemnej historii" Donny Tartt. Każdy zachwycał się geniuszem tej książki. Jaka to ona nie jest wspaniała, a proza Tartt wprost zniewalająca. No cóż, jak dla mnie, "Tajemna historia" była powieścią bardzo przeciętną. Z jednej strony być może byłabym skłonna zrozumieć zachwyt nad tą książką, jednak z drugiej strony nie widzę w niej nic odkrywczego. Nie polubiłam głównych bohaterów i chociaż styl pisania Tartt jest dobry, to w większości czasu książka mnie nudziła. Jeżeli jesteście zainteresowani moją opinią na temat tej książki, moja bardzo chaotyczna recenzja również znajduje się na blogu, o tutaj.

Inną bardzo rozczarowującą książką była ''Lady Susan" Jane Austen. Było to moje drugie spotkanie z panią Austen i niestety nietrafne. Tak samo jak "Rozważna i romantyczna" tak i ta pozycja nie przypadła mi do gustu. Nie mam też zbyt wiele do powiedzenia na temat tej krótkiej powieści. Przez to, że książka ta spisana została w formie epistolarnej, wiele razy gubiłam się między bohaterami i nie wiedziałam kto jest kim. Również i tutaj główna bohaterka nie przypadła mi do gustu.

Idąc dalej tropem nijakich książek natrafimy na "Śpiących gigantów" Silvain'a Neuvel'a. Ta książka była dziwna. Po prostu dziwna. I jeżeli mam być z wami kompletnie szczera, to nie pamiętam co się w niej działo. Myślę, że nie będę sięgała po jej kontynuację, zważywszy uwagę na fakt, że musiała bym przeczytać pierwszy tom jeszcze raz.

Okej, teraz przejdźmy do tych książek, które faktycznie zasłużyły na uwagę. Po pierwsze, "Historia pszczół" Mai Lunde. Co za powieść! Pięknie zilustrowana przyszłość, w której nie ma pszczół. Książka ta zachwyca na każdej stronie. Autorka przedstawiła życie ludzi i ich związek z pszczołami na przestrzeni przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Pokazuje ona nam skutki, których możemy być sami świadkami w niedalekiej przyszłości. Pomimo tego, że książka porusza dość poważny problem, została ona napisana w bardzo lekkim i przystępnym dla czytelnika stylu. Już teraz nie mogę się doczekać, aby móc przeczytać drugą powieść tej autorki "Błękit".

Następnie udało mi się skończyć "Imię wiatru" Patricka Rothfussa. Książka ta należy teraz do jednych z moich ulubionych. Styl pisania autora zachwyca, jest on nie tylko piękny ale też tak lekki, że książka czyta się sama. Historia rozwija się być może w dość powolnym stylu, jednak nie przeszkadzało mi to bardzo. Przywiązałam się do głównego bohatera, Kquothe'a, i chciałam dowiedzieć się jeszcze więcej o jego niesamowitym życiu. Nie mogę się doczekać, aż wezmę się za kontynuację tej powieści, chociaż przyznam, że objętościowo mnie ona przeraża.

Dalej, aby przyspieszyć trochę tempa, po dość statycznej powieści jaką był "Imię wiatru" sięgnęłam po "The poppy war" autorstwa R. F. Kuang, czyli jedną z najgłośniejszych premier zza Oceanu. Tak samo jak pozycja powyżej tak i należy do moich ulubieńców. Akcja książki była niesamowicie szybka, a sama autorka nie oszczędziła też w opisach, które były dość szczegółowe i drastyczne. Jednak, pomimo tego, że bardzo dobrze się bawiłam podczas czytania tej powieści, nie jest ona bez skazy. Nie przekonałam się do głównej bohaterki, która bardzo często nie potrafiła wyrobić sobie zdania i miała wahania nastrojów, które były dość irytujące. Również jej związek z jednym z bohaterów nie spodobał mi się. Jednak trzeba pamiętać, że jest to debiut autorki i być może rozwinie ona główną postać w drugim tomie.

Miesiąc zakończyłam z Andrzejem Sapkowskim i jego "Wiedźminem". W sierpniu przeczytałam czwarty tom, czyli "Czas pogardy" o muszę przyznać, że o ile dotychczas książki z tej serii mnie nie zachwycały (były po prostu okej), o tyle dobrze mi się czytało tę pozycję. Jest ona zdecydowanie lepsza od swoich poprzedniczek, jednak jedna rzecz nadal została niezmieniona. Nadal zasypiam przy czytaniu prozy Sapkowskiego, zwłaszcza jeżeli opisuje on sprawy związane z polityką państwa. Nie wiem co w tym jest, ale nawet jeżeli jestem zainteresowana historią, potrafię zasnąć przy najbrutalniejszych scenach walki. Mam nadzieję, że to się jednak zmieni, bo następne książki są już większe objętościowo i szkoda byłoby zasypiać co parę stron.

No i na ostatnim miejscu znajduje się pół książki, które przeczytałam, czyli "Do latarni morskiej" Virginii Woolf. Gdy zaczęłam tę książkę, historia dosyć mnie wciągnęła, ponieważ w dzień przeczytałam niemal połowę. Jednak w momencie gdy odłożyłam ją na biurko, straciłam ochotę na dalsze jej czytanie. Jest to pozycja, co do której mam zdecydowanie mieszane uczucia. Ale więcej opowiem o niej w następnym podsumowaniu.

I to już wszystkie książki, które przeczytałam w lipcu/sierpniu. Czytaliście któreś z nich? Podzielcie się waszymi najlepszymi książkami, które czytaliście podczas wakacji.
Copyright © 2016 Zagraniczna biblioteka , Blogger